wtorek, 1 kwietnia 2014

Bomba


Dziś wdrapaliśmy się na bombę – spory zbiornik na (chyba) wodę, 30 metrów nad Ahuano. Nasze współwolontariuszki, Natalia i Maziena (tak się tu wymawia imię Marzena), są tu już kilka tygodni i dosyć intensywnie bratają się z mieszkającymi tu dłuższy czas spawaczami i innymi budowniczymi bomby. Większość jest z miasta i dostają tu swoisty dodatek wiejski, bo, nie ma co ukrywać, zadupie że hej, trzeba płacić podwójnie.
Panowie majstrowie zaprosili dziewczyny na swoją czujkę z widokiem na dżunglę, Ahuano i Rio Napo. BHP tu nie istnieje i żaden szef budowy nie miał obiekcji.
Dotarliśmy tam na pace pick-upa. Swoją drogą pick-upy to tu główny środek transportu. Miła przejażdżka.


Dotarłszy do bomby, upewniliśmy się, że można wejść i wdrapaliśmy po metalowej drabinie. Zmachałem się, ale na wąskim podeście wokół bomby podskoczył mi poziom adrenaliny i zapomniałem o zmęczeniu.
BHP jest tu traktowane bardzo swobodnie. Gdy weszliśmy na górę, nawet nie przestali spawać. Drabina, którą się wdrapaliśmy, była zabezpieczona obręczą. Ale była jeszcze jedna, tymczasowa, która prowadziła na szczyt bomby. Nie odważyłem się na nią wejść. Musiałbym wskoczyć na poręcz okalającą chodnik wokół bomby i po małej, bambusowej drabince wejść na jej szczyt.


Z góry leciały iskry. Weronce spadła jedna we włosy, ale spoko – jest tu tak wilgotno, że się nie zajęły. Ja dostałem w ramię. Też spoko. Poczułem tylko lekkie gorąco. Jednak na wysokości 30 metrów było to lekko niepokojące. Dodatkowo, co chwilę ktoś na górze niemiłosiernie naparzał w bombę młotkiem.



Pochodziliśmy chwilę wokół i zmyliśmy się na dół. Jeszcze parę minut potem czułem, że mam źrenice jak dwuzłotówki.
Spawacze zagadali Mazienę i Natalię, żeby chwilę tam z nimi posiedziały. Z dołu widziałem, jak spawacz Marcello straszy je, kierując w ich stronę największy strumień iskier, jaki udaje mu się wytworzyć. Takie zabawy na budowie.

 
Widok na Ahuano i Rio Napo

(ano)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz