piątek, 4 kwietnia 2014

Requiem dla Picaro


Przed naszym przyjazdem, Maricella kupiła kota, żeby pozbyć się szczurów z kuchni. Najwyraźniej się udało, bo żadnych nie widzieliśmy. Natomiast niezbyt interesują go watahy karaluchów, które wyłaniają się nocą ze swych dziennych legowisk.


Od kiedy wykonał swoje główne zadanie, Picaro (z hiszpańskiego „bawidamek”) skupił się na zaczepianiu suki Lassi, straszeniu mnie, wyskakując po zmroku z krzaków, i, przede wszystkim, sępieniu żarcia podczas posiłków. Jego ciągłe miauczenie bywało denerwujące.
Ale już nie jest.
Picaro zaginął. Ostatni raz słyszeliśmy jego jęk, idąc na nocny wypad rzeką.
Dwa dni później postanowiłem go poszukać (chyba jako jedyny) w okolicy, skąd dobiegł jęk. Były tam dwa bajora i mnóstwo chaszczy. Nie miało to większego sensu. Żywego ani truchła nie znalazłem.
Nie wydaje się, żeby ktokolwiek, łącznie z dziewczynkami, przejął się zaginięciem Picaro. Myślę, że najbardziej przejmą się kociarze spośród mojego ziomostwa (pozdrawiam).
Żegnaj Picaro. Tęsknimy (odrobinę).

Picaro 2014-2014
A poniżej moja ulubiona fauna ekwadorska jak do tej pory. Skora do zabaw, pójdzie z człowiekiem do dżungli i pewnie, w sytuacji konfrontacji, rzuci się w jego obronie na pumę czy anakondę. Sucz Lassi.



(ano)

1 komentarz: