czwartek, 10 kwietnia 2014

Se busca esclavos



Mamy gratkę – nie gratkę. Dla osób (pożądana jest para damsko–męska), które szukają pretekstu do wyjazdu do Ameryki Południowej. W związku z porzuceniem niewolniczej pracy w lodge przez nasze kochane współwolontariuszki Natalię i Marzenę (najserdeczniej pozdrawiamy!) poszukiwani są nowi ludzie, którzy chcieliby zaznać uroków i znojów pracy w dżunglowej lodge.
Co do uroków – wiadomo, przede wszystkim fauna i flora (o tym dużo pisał Bartek), nowa rzeczywistość kulturowa, możliwości interesujących wycieczek (potencjalne, gdyż jak na razie poza turystami z Teksasu nikt się nie pojawił i trudno przewidzieć, jak sytuacja będzie się rozwijać w najbliżej przyszłości). Niemniej, wyrwanie się z polskiej codzienności do kraju położonego na równiku to doświadczenie bezcenne. Urokiem okazuje się też to, że w każdej chwili można zrezygnować.
Znojów jest niestety sporo – relacje z gospodarzami są niełatwe, najeżone nieporozumieniami. Różnice kulturowe są duże, czasem trudne do zaakceptowania. O warunkach BHP już nieco wspominaliśmy, więc wiecie. Czas pracy jest nienormowany – generalnie pracuje się od śniadania do kolacji, więc czas wolny trzeba sobie po prostu wyłuskać gdzieś pomiędzy jednym zadaniem a drugim. Zadania są przeróżne – od przygotowywania posiłków, sprzątania kuchni i baru, przez przygotowywanie pokoi gościnnych, czyszczenie basenu, chodzenie do dżunglowej plantacji gospodarzy po banany i jukę. Dużo jest zamiatania i czyszczenia powierzchni zewnętrznych, dużo wyrywania chwastów, grabienia i zbierania śmieci. Są też zajęcia niestandardowe - np. układanie parkingu z kamieni, czyszczenie leżących odłogiem płytek podłogowych, odgrzybianie asfaltu. Jest tu kilka zagraconych budynków, gdzie mieszka grzyb, pająki, skolopendry, żaby i inne różności. Pewnie będą odgracane w przyszłości. Przez wolontariuszy. Często korzysta się z maczet, taczek i mioteł. Ciągle jest się brudnym, spoconym i pogryzionym przez moskity. Zdarzają się kłopoty żołądkowe. Lekkostrawna dieta ryżowa rządzi, je się bardzo dużo węglowodanów i niewiele białka.
Do kafejki internetowej jest 15 minut, udaje się nam wyrwać tam średnio raz na 2–3 dni.
No i wiadomo, dolecieć, a potem dojechać trzeba na własny koszt.
Gdyby ktoś jednak był zainteresowany, zapraszamy do rozmowy na skypie. W każdym razie – my zrzekamy się wszelkiej odpowiedzialności za czyjkolwiek pobyt tutaj. Z naszej perspektywy przyjazd tu jest doskonałym pretekstem do ruszenia w daleką podróż. Jest zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażaliśmy, dlatego mamy zamiar pobyć tu jeszcze przez kilka tygodni i zmienić planszę. Jak się okazuje – życie tu jest naprawdę niedrogie, więc po prostu poszukamy szczęścia w innej części kraju, prawdopodobnie udamy się na południe. Jak się mocno pospieszycie, to was zaadaptujemy do specyficznych warunków tu panujących.
Oznacza to też, że najprawdopodobniej właściciel będzie wkrótce szukał kolejnych dwóch osób (mamy zamiar zapowiedzieć swoją rezygnację za tydzień), więc spokojnie możecie się skrzyknąć w czwórkę.
Tymczasem jutro wyruszamy na tygodniowy objazd po Ekwadorze, więc kolejne wpisy to już będą relacje z podróży. Hasta luego.

---

Przykładowe prace: 

Ex-wolontariuszka Natalia przy maczetowaniu

Dziewczyny przy szorowaniu. Zdj. zrobione przeze mnie z hamaka.

Tachanie platanów

40.000 centymetrów podwodnej podróży hyrodkurzaczem

Patroszenie fauny

(w)

1 komentarz:

  1. nie ukrywam, że sporo radości daje mi oglądanie Anusia przy prawdziwej robocie. jakbyś po powrocie do Polski potrzebował pomocy przy rozporządzaniu swoją energią to znam spory trawnik w pewnej wiosce na Lubelszczyźnie, który wymaga regularnego koszenia.

    OdpowiedzUsuń