Mamy gratkę – nie gratkę. Dla osób (pożądana jest para
damsko–męska), które szukają pretekstu do wyjazdu do Ameryki Południowej. W
związku z porzuceniem niewolniczej pracy w lodge przez nasze kochane
współwolontariuszki Natalię i Marzenę (najserdeczniej pozdrawiamy!) poszukiwani
są nowi ludzie, którzy chcieliby zaznać uroków i znojów pracy w dżunglowej
lodge.
Co do uroków – wiadomo, przede wszystkim fauna i flora (o tym dużo
pisał Bartek), nowa rzeczywistość kulturowa, możliwości interesujących
wycieczek (potencjalne, gdyż jak na razie poza turystami z Teksasu nikt się nie
pojawił i trudno przewidzieć, jak sytuacja będzie się rozwijać w najbliżej
przyszłości). Niemniej, wyrwanie się z polskiej codzienności do kraju
położonego na równiku to doświadczenie bezcenne. Urokiem okazuje się też to, że
w każdej chwili można zrezygnować.
Znojów jest niestety sporo – relacje z gospodarzami są niełatwe,
najeżone nieporozumieniami. Różnice kulturowe są duże, czasem trudne do
zaakceptowania. O warunkach BHP już nieco wspominaliśmy, więc wiecie. Czas
pracy jest nienormowany – generalnie pracuje się od śniadania do kolacji, więc
czas wolny trzeba sobie po prostu wyłuskać gdzieś pomiędzy jednym zadaniem a
drugim. Zadania są przeróżne – od przygotowywania posiłków, sprzątania kuchni i
baru, przez przygotowywanie pokoi gościnnych, czyszczenie basenu, chodzenie do
dżunglowej plantacji gospodarzy po banany i jukę. Dużo jest zamiatania i czyszczenia
powierzchni zewnętrznych, dużo wyrywania chwastów, grabienia i zbierania
śmieci. Są też zajęcia niestandardowe - np. układanie parkingu z kamieni,
czyszczenie leżących odłogiem płytek podłogowych, odgrzybianie asfaltu. Jest tu
kilka zagraconych budynków, gdzie mieszka grzyb, pająki, skolopendry, żaby i
inne różności. Pewnie będą odgracane w przyszłości. Przez wolontariuszy. Często
korzysta się z maczet, taczek i mioteł. Ciągle jest się brudnym, spoconym i
pogryzionym przez moskity. Zdarzają się kłopoty żołądkowe. Lekkostrawna dieta
ryżowa rządzi, je się bardzo dużo węglowodanów i niewiele białka.
Do kafejki internetowej jest 15 minut, udaje się nam wyrwać tam
średnio raz na 2–3 dni.
No i wiadomo, dolecieć, a potem dojechać trzeba na własny koszt.
Gdyby ktoś jednak był zainteresowany, zapraszamy do rozmowy na
skypie. W każdym razie – my zrzekamy się wszelkiej odpowiedzialności za
czyjkolwiek pobyt tutaj. Z naszej perspektywy przyjazd tu jest doskonałym
pretekstem do ruszenia w daleką podróż. Jest zupełnie inaczej, niż sobie
wyobrażaliśmy, dlatego mamy zamiar pobyć tu jeszcze przez kilka tygodni i
zmienić planszę. Jak się okazuje – życie tu jest naprawdę niedrogie, więc po
prostu poszukamy szczęścia w innej części kraju, prawdopodobnie udamy się na
południe. Jak się mocno pospieszycie, to was zaadaptujemy do specyficznych
warunków tu panujących.
Oznacza to też, że najprawdopodobniej właściciel będzie wkrótce
szukał kolejnych dwóch osób (mamy zamiar zapowiedzieć swoją rezygnację za
tydzień), więc spokojnie możecie się skrzyknąć w czwórkę.
Tymczasem jutro wyruszamy na tygodniowy objazd po Ekwadorze, więc
kolejne wpisy to już będą relacje z podróży. Hasta luego.
---
Przykładowe prace:
Ex-wolontariuszka Natalia przy maczetowaniu |
Dziewczyny przy szorowaniu. Zdj. zrobione przeze mnie z hamaka. |
Tachanie platanów |
40.000 centymetrów podwodnej podróży hyrodkurzaczem |
Patroszenie fauny |
(w)
nie ukrywam, że sporo radości daje mi oglądanie Anusia przy prawdziwej robocie. jakbyś po powrocie do Polski potrzebował pomocy przy rozporządzaniu swoją energią to znam spory trawnik w pewnej wiosce na Lubelszczyźnie, który wymaga regularnego koszenia.
OdpowiedzUsuń