środa, 23 kwietnia 2014

Sol tej ziemi


Myśleliśmy, że przyjeżdżamy do ekwadorskiej dżungli w porę deszczową. Okazuje się, że dopiero nadejdzie. Niełatwo dowiedzieć się, kiedy. Zapytany, Gregorio pyta córki, Natalii. Ona mówi, że w czerwcu, a nie, w lipcu. Maricella natomiast twierdzi, że już w maju. Mamy więc ogólne rozeznanie, że wkrótce. Stosunkowo.

Mamy więc (chyba) porę suchą. W miarę. Wszak to skraj największych lasów deszczowych świata. Teraz pada tu częściej, niż rzadziej. Codziennie z jeden wielki lub niewielki deszcz. Nocą często ulewa. Słoneczne dni są rzadkością. To dobrze, bo duchota bywa wówczas nieznośna. Deszcz to ulga.

Jak to na wsi, rytm i rodzaj prac dyktuje pogoda. Słoneczny poranek z nadzieją na słoneczne popołudnie to, na przykład, szansa na zrobienie skutecznego prania. Pierzemy tu ręcznie. Nasze współwolontariuszki oddały raz swoje ciuchy do prania Maricelli, w ich pralce. Mówią, że zalatywały potem grzybem. Myślę, że nowa pralka może tu zacząć roztaczać woń grzybiczną już po kilku miesiącach. Pierze w zimnej wodzie, więc trudno się dziwić. W każdym razie ciuchy wyprane i wywieszone na słońcu wyschną w kilka godzin. W deszczowy czy pochmurny dzień nie ma co próbować. Wywieszone w cieniu, grubsze rzeczy po dobie nadal są mokre.

Innym zajęciem w piękny, słoneczny dzień jest rozpalenie ogniska. Mamy próbować jako tako uprzątać teren ze śmieci, suchych liści i gałęzi, choć tutaj to motyka na słońce. Coś z tym trzeba robić. Szef mówi, żeby palić. O pożar dżungli nie trzeba się martwić. Nawet w słoneczny dzień potrzeba chwili aby rozpalić ognisko. Jeśli jakimś cudem cały następny dzień też jest słoneczny, ognisko nadal się tli. Ale zwykle po kilku(nastu) godzinach spada deszcz i co nie spłonęło, to już nie spłonie.
Dorzucanie puszczy do ognia to okropna robota. Flora broni się jak umie. A najlepiej umie kolcami. Najgorsze są palmy z podobnymi do kokosów, nieco od nich większymi owocami. Podobno świetnie leczą grzyba. Przepołowiłem jeden owoc maczetą. Śmierdział chemicznym zboczeńcem. W każdym razie pień tej palmy ma okropnie twarde i ostre kolce. Ale nie tylko pień – łodygi liści również.


Do spalenia jest tu sporo takich opadów, więc pokłułem się już kilkanaście razy. Pracuje w rękawicach, ale dla tych kolców to żadna przeszkoda. Poza tym skwar słonecznego dnia plus praca przy ognisku to istna sauna i solarium w jednym.

Ale za to potem można zająć się trzecią pracą w sam raz na słoneczny dzień – odkurzaniem dna basenu. Trzeba do tego zejść do jaskini nietoperzy pod basenem i przekręcić zawory, uruchomić maszynerię ssąco-tłoczącą, zanurkować w rurą odkurzacza do odpływu, pomachać nią, żeby napełniła się wodą i do dzieła. Aha, jeszcze nie zapomnieć czapki i dobrze posmarować ramiona filtrem, bo bez tego godzina odkurzania w słońcu to tutaj pewne oparzenia.

(ano)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz