czwartek, 24 kwietnia 2014

Kraina liliputów



W Ekwadorze Weronka, po raz pierwszy w życiu, jest wysoką kobietą. Ja dotychczas spotkałem tylko jednego autochtona wyższego ode mnie. To inginiero Juan David z Quito. Ale to chyba jakiś mutant, bo ma numer buta 47. W tym kraju oznacza to konieczność sprowadzania obuwia z zagranicy. Ci szersi w barach Ekwadorczycy wyglądają trochę jak tolkienowskie krasnoludy po wizycie u pedantycznego golibrody.

Wolontariuszka Natalia (pozdrawiamy) i Inginiero - być może najwyższy Ekwadorczyk

Jedna z teorii mówi, że to kwestia diety węglowodanowej. Głównymi zapychaczami są tu ryż, platany, banany i yucca. Wszystko węglowodany. To stanowi tu zawsze przeważającą część śniadania, obiadu i kolacji. Białka z mięs, ryb i jaj są zawsze tylko dodatkiem.
Gdy na początku, wspólnie z Maricellą, przygotowywałem posiłki dla tutejszych robotników, zaskoczyło mnie jak małe porcje mięsa im nakłada. Przecież naginają fizycznie cały dzień. Za to zawsze dostawali kopiec ryżu i zawsze znikał z talerzy. Warzyw też dostawali tyle, że w Indiach sypią więcej przypraw. Podobno to właśnie stulecia biedy białkowej sprawiły, że Ekwadorczycy są tacy skurczeni.

Drugą teorię sprzedał Weronce Gregorio. Jest ona raczej z tych spiskowych. Zauważyliśmy już skłonności szefa do gawędy i bajdurzenia. Ale oceńcie sami.

Podobno niski wzrost Ekwadorczyków to wina działających z premedytacją jezuitów. Konkwistadorzy mieli taki patent, że pierwsze, co budowali w nowo założonej osadzie to kościół (lub od razu katedra, jeśli z założenia miało być to miasto, a co!). Często budowali go w miejscu zrównanej z ziemią świątyni Inków lub innych „pogan” – taka stara szkoła indoktrynacji religijnej. Każdej grabieżczo-morderczo-ciemiężycielskiej wyprawie towarzyszyli nawracający „pogan” ojczulkowie. Domyślam się, że mieli wyjątkową skuteczność. Wszak przyjęcie chrześcijaństwa było często jedyną szansą, żeby ocalić życie i jako tako zmniejszyć represje okupanta.
Ale wracając do teorii. Jezuici mieli wymyślić sobie długofalowy plan, żeby skurczyć lud ekwadorski. Motywacją miała być chyba lepsza skuteczność ewangelizacji. Coś w rodzaju: „Przybywają do nas, maluczkich, wielcy guliwerowie, i mówią, kto i gdzie prawdziwy Bóg, i skąd to wiedzą. Są duzi i dostojnie ubrani, a my tu ledwo siurdaki chowamy”. Taka kwestia psychologiczna.
I jak niby mieli to uzyskać? Otóż odpowiednio mieszając różne plemiona, aby na koniec cały lud tej ziemi był niski wzrostem i zakompleksiony.
Jak pisałem, sami oceńcie prawdopodobieństwo tej teorii. Mnie w każdym razie ubawiła.

Dobre warunki dla fotografów strzelających z biodra
(ano)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz