W końcu napotkaliśmy duże pająki. Do ptaszników goliatów im daleko, ale to i tak największe jakie widziałem w naturze. Współwolontariuszka Natalia zaprosiła mnie do swojego pokoju, żebym wygonił delikwenta. Zacząłem go lekko zamiatać miotłą, a on z kolei zaczął skakać wokół niej i ją atakować. Szacun. To spora miotła. Chwilę się tak zamiataliśmy i w końcu stwierdziłem, że skoro taki wojowniczy, to zaszczycę go śmiercią w boju. Przygniotłem go miotłą, po czym zdeptałem miotłę klapkiem. Podniosłem miotłę. Jeszcze wierzgał, więc dogniotłem go klapkiem, pod którym ledwo się mieścił. Darowałbym życie, ale nie chciałem, żeby trafił potem do nas.
Ten był cały brązowy. Był też drugi. Miał ciemnożółty odwłok
i ciemnoczerwony korpus. Był podobnej wielkości. Był też martwy. Znaleźliśmy go
z Luisem przygniecionego workami z piaskiem, które targaliśmy tego dnia
taczkami. Luis powiedział, że jest jadowity. Spytałem go, jak się nazywa ten
pająk. Powiedział, że arania – pająk.
Przy przewalaniu kamoli
Gdy zamykam oczy, zwykle widzę pająki. Moje obrzydzenie nimi
zaczyna się przeradzać w lekką fascynację, a nawet sympatię. Sprawa jest
prosta. Od wczoraj moim głównymi wrogami są moscos. Komary (mosquitos)
kąsają tu prawie tylko po zmroku i nie są natrętne. Da się wytrzymać. Da
się uniknąć. Najgorsze są te prawie niewidoczne meszki – moscos. To te,
które wzbijają się chmarą, gdy ruszasz górkę bananów w kuchni. Tutaj nie są to
tylko wegetarianie. Chyba nie piją krwi, bo nie ma jej śladów na skórze. Ale,
tak jak Weronka, mam już kilkaset czerwonych kropeczek na nogach i rękach. Te
małe suczki kąsać przez cały dzień. Krostki swędzą przez kilka dni. Na początku
lekko, po dwóch dniach tak upierdliwie, że smarujemy się ałunem, chińskim mentolem
(mentol chino) i olejkiem eukaliptusowym. Trochę pomaga, ale
zastanawiamy się nad wizytą u lekarza, aby zdobyć receptę na potężny specyfik,
który, według znajomego Inginiero z Quito, działa o niebo lepiej. Okazuje się,
że wziąłem za mało skarpet, długich spodni i koszul.
Mam nadzieję, że pająki zjadają chociaż część z tych meszek.
Stwierdziliśmy, że nie ma co sprzątać pajęczyn w pokoju, bo okna nie są
szczelne. Pająki rozmiarów europejskich są u nas mile widziane.
(ano)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz