sobota, 26 kwietnia 2014

Tekst o fieście, a zdjęcia codzienności



Trzydzieści metrów za bramą lodge zauważyłem, że zapomniałem aparatu. To nic, w sumie idę tylko na internet. Sto metrów dalej przypomniałem sobie, ile to razy nie ustrzeliłem czegoś ciekawego, bo nie chciało mi się wrócić po aparat.

Złapałem taksówkę, wskoczyłem na pakę, bo nie było dla mnie miejsca w gospodzie. Nawet lubię jeździć tu na pace. Można sobie stać i wiatr orzeźwia trochę tropikalny klimat. Z tym, że ta taksówka poza rusztowaniem, miała jeszcze plandekę na pace. Nuda. Dojechaliśmy do wioski, skręciliśmy w polną drogę i po stu metrach taksówka zatrzymała się.

Usłyszałem muzykę. Byliśmy we względnym centrum Ahuano. Pasowało mi. Wysiadłem, zapłaciłem (25 centów, niezależnie od miejsca i trasy) i zobaczyłem pochód karnawałowy. Przypomniałem sobie, że Maricella wspominała, że w wiosce trwa fiesta. Pochód nie był zbyt rozbujany. Żadne Rio de Janeiro, żadna samba. Składał się z kilku przystrojonych bibułą i balonami pick-upów, z których leciała muza. Przed każdym szła osoba, niosąc tekturę z wypisaną nazwą danego communidad. Za każdym szedł korowód dzieci i młodzież przystrojonej w fatałaszki danej społeczności.

Była młodzież we współczesnych strojach, tańcząca jakiś nowszy taniec latino. Były małe pocahontas w szmatkach z dżungli i wymalowanych we wzorki twarzach. Ale najlepsi byli młodzi typowie w futrzastych spodniach (może z lamy?), krwistoczerwonych koszulach i kawałkach papieru na ustach, na których mieli wyrysowane wielkie zębiska. Szkoda, że tego nie widzieliście.

Podskoczyłem szybko na internet, bo musiałem zrobić pilny przesył danych, i wróciłem do hotelu. Wziąłem aparat i ruszyłem z powrotem z nadzieją, że zdążę dorwać przebierańców.
Taksówki się tu nie wzywa, tylko łapie ją na stopa, gdy nadjeżdża. Właściwie każdy cię weźmie i każdy skasuje 25 centów. Jakoś nic nie jechało. Czasem przez cały kilometr do Ahuano nic cię nie minie. Godziny szczytu są wtedy, gdy przyjeżdża i odjeżdża autobus do Teny. W każdym razie skręciłem z głównej drogi w dotychczas mi nieznaną, licząc, że to skrót. Rok temu w Maladze, pewien wiekowy podróżnik powiedział mi, że najkrótsza droga to ta, którą znasz. Znów miał racje, cholera. Gdy w końcu dobrnąłem na miejsce fiesty, po przebierańcach nie było śladu.


Za to po drodze trafiłem na osiedle, chyba socjalne, które powstaje koło Ahuano. Część domków jest już zamieszkała. Smutny to kontrast estetyczny z piękną selvą wokół. Natomiast mieszkańcy mili. Z uśmiechem pokazali drogę do wioski.

(ano)


trzeba uważać na te studzienki, nie włóczyć się po ciemku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz