niedziela, 28 czerwca 2015

Shir i Itamar. Miłość do roślin i inne wątki

Shir i Itamara poznaliśmy niemal rok temu w Vilcabambie. Bartek pisał o nich tutaj. Za ich sprawą zmienił się kierunek naszej podróży. Początkowo planowaliśmy ruszyć z Ekwadoru na północ, przez Kolumbię, Nikaraguę, Honduras do Gwatemali, może Meksyku. Shir i Itamar przekonali nas jednak z łatwością, że musimy ruszyć na południe i dotrzeć do peruwiańskiej Świętej Doliny. Co, jak wszyscy dobrze wiedzą, okazało się strzałem w dziesiątkę.




Los chciał, że i oni, po kilku miesiącach w Kanadzie, wrócili do Świętej Doliny, i od stycznia nasza przyjaźń nabrała kolorowego rozpędu. Nieco ponad miesiąc temu namówili nas, żebyśmy w końcu zostali sąsiadami. Mieszkamy teraz vis a vis, drzwi w drzwi. Odległość to jakieś 5 metrów. Posiłki jemy wspólnie na trawie pomiędzy domami.
Gdybym chciała opisać, jak wiele zawdzięczamy tym cudownym ludziom, byłoby z tego co najmniej kilkanaście postów. Spotkanie z nimi to jedno z największych błogosławieństw tej podróży, która zresztą jakiś czas temu przestała być podróżą, również w dużej mierze dzięki nim.

Naszym najnowszym sposobem okazywania im wdzięczności i miłości jest pieczenie ciasta, co tydzień innego. Wzajemnie się inspirując, przeżywamy wspólnie kulinarny renesans.



Jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakich nauczyłam się od Shir i Itamara, jest ręczne wyrabianie naturalnych kosmetyków. Mydła, szamponu, dezodorantu, różnych maści, kremów, aromatyzowanych wód. Wykorzystując wiedzę o leczniczych właściwościach roślin, dobroczynne działanie naturalnych olejów i olejków eterycznych, dodając naturalne koloranty, jak cynamon czy papryka, można własnoręcznie stworzyć najwyższej jakości kosmetyki o leczniczych właściwościach. Pokochałam tę alchemię od pierwszego razu. Już jakiś czas większość kosmetyków, których używamy, jest własnej produkcji.



Fluffito, kot Shir i Itamara





Wspólna produkcja cukierków na kaszel

Jeszcze bardziej niż receptury zafascynowała mnie wiedza o leczniczych właściwościach poszczególnych roślin. Każda, każdziuteńka roślina ma szereg zastosowań dla człowieka, wewnętrznych lub zewnętrznych.
Żyjemy, dosłownie, w ogrodzie pełnym leczniczych roślin o wszechstronnych zastosowaniach. W tym ogrodzie kwitnie wszystko, czego potrzebujemy dla zdrowia. Jednak nasza wiedza o tych roślinach jest kosmicznie mała, mikra. Nie potrafimy korzystać z tego, co mamy pod nosem, za co nie musimy płacić.
Krąży w okolicy taka legenda. Pewien człowiek przyjechał do Amazonii i miał szansę wziąć udział w ceremonii ayahuaski. Już po ceremonii, dzieląc się swoim doświadczeniem z szamanem, spytał go, jakim cudem ktoś wpadł na pomysł, że gotowanie tej właśnie liany, jednej z tysięcy gatunków lian, z liśćmi krzewu akurat chacruny, daje ten przepotężny wywar o globalnym leczniczym zastosowaniu. Szaman odparł, że ta wiedza pochodzi bezpośrednio od roślin. Że, zwyczajnie, trzeba spytać roślinę, w jaki sposób człowiek może z niej skorzystać. I roślina odpowie. Źródłem wiedzy mieszkańców Amazonii o lecznictwie jest słuchanie roślin. Rośliny do nich przemawiają, uczą ich. Trwa to już setki, tysiące lat. Zdolność, która nam wydaje się nie do pojęcia, bo tak daleko odeszliśmy od symbiotycznej relacji z Ziemią, dla nich nadal jest czymś podstawowym i bardzo naturalnym. Ta wiedza jest potężna i bardzo praktyczna. Dzięki niej ludzie z „Zachodu”, przyjeżdżając do dżungli poddać się kilkutygodniowej bądź kilkumiesięcznej diecie (dedykowanej zwykle jednej konkretnej roślinie), nie tylko na zawsze wykorzeniają swoje dolegliwości, ale też doświadczają głębokiej przemiany duchowej, bo rośliny działają kompleksowo, leczą równocześnie ciało i ducha. A takich roślin są setki, jeśli nie tysiące.




Wracając do Shir i Itamara. Poza produkcją naturalnych kosmetyków i prowadzeniem warsztatów, gdzie uczą innych, jak to robić (bo istotną dla nich misją jest, by coraz więcej ludzi korzystało z natury, zamiast z chemii), ich wielką pasją jest jedzenie. Niedawno, dzięki rządzącemu okolicą prawu synchroniczności, Pisac zyskał dzięki nim hummus-restaurację otwartą raz w tygodniu. Sukces pełną gębą. Co więcej, od przyszłego tygodnia Bartek będzie tam organizował jam sessions, których dziwnym trafem jeszcze tu nie ma, mimo że okolica pełna jest wybitnych muzyków. W sumie nigdy wcześniej nie spotkałam tylu wspaniałych muzyków w jednym miejscu. I inspirujących, bo to w dużej mierze dzięki nim zaczęliśmy śpiewać i grać na instrumentach. Także, kochani, przyszłość zapowiada się najpiękniej.



(w)

piątek, 26 czerwca 2015

Bogota street art, cz. 2

Część pierwsza tutaj.

W dzisiejszym odcinku kolejnych dwóch Bogotan.



DJ LU


Artysta pracujący głównie z szablonami, często poruszający tematy ekologii i (anty)kapitalizmu. Miał nawet jakąś awanturę z organami, gdy zaczął stemplować banknoty. Akcja wymknęła się spod kontroli, gdy stemple wymknęły się mu z rąk. Ale jakoś się chyba wywinął.









słyszeliście o krążących po oceanach, olbrzymich wyspach plastiku?



Guache


...czyli dzieła oparte na rdzennych klimatach w kolorowych, nieco wizyjnych obrazach.









C. d. n.




poniedziałek, 22 czerwca 2015

Baratillo, Cusco

Od paru miesięcy Cusco to dla nas najbliższe duże miasto. Poza tym, że jest po brzegi wypchane turystami, ma w sobie coś bardzo swojskiego, jakby wibrację gigantycznej wioski.

W każdą sobotę na ulicach Cusco dzieje się baratillo, odlotowe targowisko taniochy i różności. Wielki, rozrastający się we wszystkich kierunkach, tętniący życiem spontaniczny twór nieograniczonej wymiany towarów. Sercem baratillo jest market San Pedro, skąd we wszystkich kierunkach rozprzestrzenia się wielka sprzedaż rzeczy tandetnych i przepięknych, używanych i nowych, jedzenia, tkanin, elektroniki, drobiazgów, antyków... po prostu wszystkiego.

Kochamy Peru.
(w)

















niedziela, 21 czerwca 2015

To the knights, to the nobles, to the citizens (first post in English!)

This one's a dedication to our English-speaking friends. To all the beautiful people we met from the start of this journey.

As some of you may know, lately we got very fond of medicine songs. We know quite a few of them already and we sing them quite often. We know several in Spanish and English. For a while, we've been thinking also to learn a few in Polish, to share some 'exotic' healing vibrations with our friends.
So here it is. A beatufil medicine song by a band called Hey, written and sung by the amazing Katarzyna Nosowska.
It goes like this:



Hey – To the knights, to the nobles, to the citizens

This is just a fear
With a rusty layer it eats in
You corrode day by day
Universe is
From here to forever it spans
In your image and likeness

You are precious just like me
You are beautiful just like me
I am brave just like you
Dangerously so

Let this silence spill in the concha of your ear
Let the darkness under your eyelids
Reject, stop sucking the sour milk-heavy breast
Bite through the shackles of the umbilical cord

You are precious just like me
You are beautiful just like me
I am brave just like you
Dangerously so

You are precious just like me
You are beautiful just like me
I am brave just like you
Dangerously so

Dangerously so

---

So, our dear ones, we'll sing it to you when we meet. We'll also play it as soon as Weronka will get handy with her new adopted child. Meet Aurora (Jutrzenka in Polish):


Also, meet my yet-not-named drum (maybe Cabrito?) on his first Inipi Sauna, which we will try to hold every Sunday in Casa del Rio, Calca:


PS. We're still a bit too lazy to write a bilingual blog but we'll try to put something in English from time to time. We will tag all of them 'English'.

(ano)

wtorek, 16 czerwca 2015

Pachatusan

Pachatusan w quechua znaczy „podpora ziemi.” To jedna z dwunastu apu, świętych gór okolicy Cusco. Słowo apu wywodzi się z czasów Inków i oznacza boską istotę, potężnego ducha świętej góry, mającego pod opieką autochtoniczne plemiona, żyjące w pobliżu.
(w)