Przyszedł
czas na zamknięcie przestrzeni tego bloga, gdyż już jakiś czas
temu zamknął się pewien etap naszego życia. Z założenia miał
to być blog podróżniczy, chcieliśmy dzielić się w nim
doświadczeniami z podróży do Ameryki Południowej. W międzyczasie
okazało się, że średni z nas podróżnicy, a potem, że podróż
przestała być podróżą, bo postanowiliśmy tu zostać na dobre.
Od początku więcej frajdy sprawiało nam zatrzymywanie się na
dłużej w energetyzujących, pięknych, miejscach i powolne uczenie
się życia tam – zapachu powietrza i smaku wody, najsłodszych
owoców i najdziwniejszych drzew, gamy barw andyjskich skał i
bolesnego majestatu gór, kształtów chmur i koloru nieba,
intenstywności słońca, no i ludzi, ich spraw i ich duchowości.
Zrozumieliśmy, że różne miejsca mają różne wibracje i że to
ważne mieszkać tam, gdzie można wibrować wysoko. W Polsce jakoś
nie zawsze nam się to udawało.
Pierwszym
takim niesamowitym miejscem była dla nas Vilcabamba na południu
Ekwadoru. Spędziliśmy tam sześć miesięcy, z miejsca zauroczył
nas krajobraz i klimat oscylujący na pograniczu amazońskiej dżungli
i wysokich Andów. Poznaliśmy niesamowitych ludzi, którzy stali się
wspaniałymi przyjaciółmi – Mazziego, który planuje otworzyć
centrum naturalnego uzdrawiania, gdzie ludzie będą mogli
regenerować siły po poważnych chorobach układu immunologicznego
(pisaliśmy o nim tutaj); uzdrowicielkę snów Summer (o niej tutaj),
przepięknego Czecha Romana, który przez kilka lat żył wśród
amazońskiego plemienia Shuar – z nim po raz pierwszy piliśmy
Ayahuaskę, i to całkowicie zmieniło moje życie.
W
Vilcabambie poznaliśmy też Shir i Itamara (notabene było to
podczas naszego pierwszego spotkania ze świętymi roślinami,
ceremonii Wachumy, o której pisałam tutaj; a więcej o Shir i
Itamarze tutaj i tutaj) i to dzięki nim przyjechaliśmy do Świętej
Doliny Inków w Peru. Przez ostatnie miesiące Shir i Itamar stali
się dla nas drodzy jak najbliższa rodzina i wiemy już, że chcemy
wspólnie z nimi tutaj żyć, uprawiać ziemię i wychowywać dzieci
i zwierzęta.
Zakochaliśmy
się w magicznym pejzażu wysokich Andów, w oślepiającym słońcu
powyżej 3 000 metrów i w fakcie, że ne ma tu zimy; w gorących
dniach i chłodnych nocach pełnych gwiazd, w świętych górach Apu,
które otulają dolinę i strzegą tej przestrzeni, co odczuwa się
tu dosłownie fizycznie; w tym, że przez cały rok możemy jeść
świeże mango, avokado, aguamante i dziesiątki innych owoców i
warzyw; że jest tu 50 różnych rodzajów ziemniaków, zamiast mąki
używa się maki i algarrobiny, a zamiast jajek ziarenek chia. Że
zamiast pić szoty alkoholowe, pijemy tu szoty z kakao, które mają
dobroczynny wpływ na serce. Totalnie podbili mnie ludzie kultury
Quechua, zwłaszcza ich miłość i szacunek do Patchamamy i to, że
żyją w bliskiej, intensywnej relacji z przyrodą. Oraz to, że
można tu pogadać z każdym, kogo spotka się na ulicy i wszyscy się
do siebie uśmiechają bez najmniejszego wysiłku. Poznaliśmy i
pokochaliśmy wielu świetnych, inspirujących ludzi, którzy
bezkompromisowo podążają za swoimi marzeniami, dzielą się
wszystkim, czym umieją, i otwarcie rozmawiają o duchowości, bo
wiedzą, że jest najważniejsza.
Każdego
ranka, gdy się budzę, czuję ocean wdzięczności. Przypomina to
stan zakochania. To uczucie jest we mnie obecne przez cały dzień, i
kiedy kładę się spać, wciąż jestem wdzięczna. Ten stan trwa
już od kilku miesięcy i mam nadzieję zostać w nim do końca
życia.
Najbardziej
jestem wdzięczna świętym roślinom, Ayahuasce i Wachumie, które
otworzyły nam oczy i serca na to, jak piękne i proste życie można
wieść. Że można kochać wszystko i wszystkich. Że w każdej
sytuacji jedyną właściwą drogą jest zaakceptowanie, a potem
objęcie i pokochanie wszystkiego, co Ci się przydarza. I dzielenie
się wszystkim, co masz, wiesz i czujesz.
Przez
ostatnich kilka miesięcy dokonała się ogromna i intensywna
transformacja naszego życia. Zaczęło się chyba od tego, że
przestaliśmy mieć wątpliwości, czego chcemy i co jest dla nas
dobre. Postanowiliśmy tu zostać, tu żyć, oddychać, jeść, śmiać
się, pracować, śpiewać, grać i uczyć się wielu nowych rzeczy.
Niedługo potem zaczął się ten wybuch kreatywności, w którym
nadal trwamy. Ja zaczęłam szyć, haftować i robić na drutach,
robić nautralne kosmetyki, piec ciasta i ciasteczka, śpiewać i
grać na gitarze. Potem, dzięki kilku napotkanym osobom,
uświadomiłam sobie, że po długotrwałej praktyce własnej i
namiętnym studiowaniu tematu, chcę i umiem uczyć ludzi jogi
kundalini. Właśnie zaczynam i ogromnie mnie to ekscytuje.
Codziennie rodzą się nowe pomysły, bo kreatywność to naturalny
stan wolnego człowieka.
Nauczyliśmy
się nie planować za dużo w przód, bo ciągle spadają nam z nieba
niespodzianki, ktorym poświęcamy czas. Niedawno poznaliśmy Vedrana
z Bośni, który przez osiem lat był buddyjskim mnichem.
Zaproponował nam, że przez najbliższy miesiąc będzie nas uczył
różnych technik medytacyjnych i wprowadzi nas w teorię buddymu.
Więc tego się teraz uczymy, korzystając z wyjątkowej okazji. Bo
tak dobrze jest poznawać świat z różnych perspektyw.
Jeszcze
rok temu nie napisałabym tego wszystkiego. Myślę, że nawet
czytałabym to z lekkim obrzydzeniem, tyle słodkości, taki
hippisowski new-age`owy miszmasz i zero dystansu. Ale gdy przestaje
się doświadczać świata za pomocą rozumu, a zaczyna za pomocą
serca, i w dodatku przez cały czas ma się poczucie, że to serce
jest na oścież otwarte, wszystko się zmienia.
Jest
parę tematów, do których chcę wrócić i parę kwestii, których
tu nie poruszałam, a które są dla mnie ważne i chcę się nimi
podzielić. Przed wszystkim o tym, jak się uzdrawiać na wszystkich
poziomach, za pomocą praktyk wywodzących się z różnych tradycji,
z pomocą roślin i bez ich pomocy. Jak miłością leczyć siebie i
innych. Będę o tym pisać, ale dopiero za jakiś czas i w nowym
miejscu. Dam znać, gdy je otworzę.
Na
koniec załączam link do strony naszych pięknych znajomych, których
muzyka stanowi dla mnie źródło nieustannego ukojenia i inspiracji.
Posłuchajcie Lulu & Mishki.
Prawdziwe
szczęście rodzi się tylko z miłości.
(w)
sobota, 15 sierpnia 2015
sobota, 25 lipca 2015
Laguna Pumacocha
Laguny Pumacocha i Kinsacocha w okolicy Pisac. Ostatnia niedziela. Jeden z najpiękniejszych dni życia, zdaje się.
/EN
(w)
czwartek, 23 lipca 2015
Amaataye
Ta
mantra dedykowana jest świętej pramatce Ziemi, karmiącej nas na
wszystkich poziomach, każdego dnia.
Dla
moich rodziców.
(w)
środa, 15 lipca 2015
Museo del Oro / Lewitujące złoto
Wygrzebane
z archiwów. Kolekcja lewitujących figurynek ze złota i z ceramiki. Muzeum złota w Bogocie.
/
EN
From the archive. A collection of levitating statues made of gold, plus some ceramic art pieces. Museum of Gold, Bogota.
(w)
/
EN
From the archive. A collection of levitating statues made of gold, plus some ceramic art pieces. Museum of Gold, Bogota.
(w)
niedziela, 12 lipca 2015
Apu Linli. Caminando con Krishna
Apu
Linli to święta góra miłości. 6-godzinny, słabo widoczny szlak
meandruje między dwoma oszałamiającymi lagunami, potem prowadzi
szczytami gór. Jesteśmy powyżej 5 000 metrów, więc panorama jest
bardzo szeroka. Światło słońca jest ostre, powietrze ciepłe i
spokojne. Prawie nie ma wiatru.
Lecznicze oddziaływanie świętych Apu sprawia, że przestajesz odczuwać siebie jako człowieka, czujesz się bardziej jak nieokreślone stworzenie podziwiające piękno tej niesamowitej planety.
Apu Linli. Hare Kriszna!
//
EN
Apu Linli is the sacred mountain of love. The 6-hours hike with hardly visible path passes two magnificent lagoons and then leads you through few mountain peaks. We`re higher than 5 000 meters, so the panorama is very wide. The sunlight`s sharp, the air is warm & calm. Almost no wind.
The medicine of the sacred Apus makes you feel no longer like a human, more like just a creature wandering on this amazing planet.
Apu Linli. Hare Krishna!
(w)
Lecznicze oddziaływanie świętych Apu sprawia, że przestajesz odczuwać siebie jako człowieka, czujesz się bardziej jak nieokreślone stworzenie podziwiające piękno tej niesamowitej planety.
Apu Linli. Hare Kriszna!
//
EN
Apu Linli is the sacred mountain of love. The 6-hours hike with hardly visible path passes two magnificent lagoons and then leads you through few mountain peaks. We`re higher than 5 000 meters, so the panorama is very wide. The sunlight`s sharp, the air is warm & calm. Almost no wind.
The medicine of the sacred Apus makes you feel no longer like a human, more like just a creature wandering on this amazing planet.
Apu Linli. Hare Krishna!
Subskrybuj:
Posty (Atom)