Taki
trochę przewodnikowy post. Jakby ktoś się kiedyś wybierał.
Cuenca
jest uznawana za najpiękniejsze miasto Ekwadoru. To trzecie co do
wielkości miasto tego małego kraju. Słynie z kolonialnej
architektury, uzupełnionej w późniejszych latach spójnym z nią
stylem neokolonialnym. I faktycznie przypomina hiszpańskie miasta.
Nam skojarzyła się szczególnie z cygańską dzielnicą Sewilli.
Kocie łby na wąskich, jednokierunkowych uliczkach, wewnętrzne
patia, co jakiś czas niewielkie place obfitujące w zieleń,
okupowane przez liczne stoiska mercadillos. Za to knajpek, w
których można by usiąść na świeżym powietrzu, jest relatywnie
niewiele – tak jak niewiele jest miejsc, gdzie można napić się
kawy z ekspresu. Niemniej – w Cuenca są takie miejsca, i chwała
za to. Podobno są tu też najlepsze w Ekwadorze lody, nam niestety
nie udało się na nie trafić. Niedoścignionym ideałem pozostają
lody ze starego miasta w Maladze:)
Cuenca
położona jest na wysokości 2549 metrów n. p. m. Jeszcze 40 lat
temu była odizolowana od reszty kraju ze względu na brak
przyzwoitych dróg. Teraz jest turystyczną mekką. To lokalne
centrum artesanias – można tu nabyć wyroby ceramiczne,
kapelusze panamskie, plecione kosze, biżuterię (od klasycznego
złota i srebra do misternie tkanych sznurkowych naszyjników z
wplecionymi w nie minerałami), i – a jakże - bogactwo ponchos.
Starówka
jest świetnym miejscem do spacerowania – trudno się tam zgubić,
a dróg, w które można znienacka skręcić, jest sporo. Na północ
od Calle Larga, biegnącej wzdłuż Rio Tomebamba mamy mnogość
uliczek wyjątkowo logicznie ponumerowanych. Ulice są długie,
dlatego każdy ich fragment ograniczony dwiema przecznicami ma swój
oddzielny numer. Do tego funkcjonuje szczegółowa numeracja
wewnątrz każdej przecznicy. Nigdzie dotąd nie spotkaliśmy takiego
systemu, mimo że jest niezwykle przejrzysty i naprawdę ułatwia
poruszanie się.
Początkowo
Cuenca była centralnym ośrodkiem osadnictwa ekwadorskiej grupy
etnicznej Cańar. W 1532 została podbita przez Inków. Ćwierć
wieku później pojawili się Hiszpanie i zbudowali katedrę, która
stoi po dziś dzień – choć wygląda na to, że w całości
poddano ją renowacji. Po drugiej stronie placu stoi neogotycka
Catedral Nueva zbudowana pod koniec XIX wieku z marmuru i alabastru –
ta zachowała swe oryginalne mury i do dziś przedstawia się
imponująco. Wewnątrz katedry, tuż przy wejściu, stoi pomnik
polskiego Juana Pabla Segundo.
Z
szeregu polecanych muzeów odwiedziliśmy jedynie Museo de las
Culturas Aborigenas, tylko dlatego, że więcej nie zdążyliśmy
- w sobotę wszystkie muzea otwarte są do trzynastej, w niedzielę
wcale. Na szczęście w Cuenca akurat trwała fiesta, więc atrakcji
nie brakowało. Skromnie wyglądające muzeum posiada intrygującą
kolekcję prekolumbijskich znalezisk archeologicznych, począwszy
bodaj od piątego stulecia przed naszą erą. Jest też gratka dla
kolekcjonerów – w sklepiku, będącym częścią muzeum (na modłę
europejską posiada ono kawiarnię i sklep z pamiątkami) można
kupić repliki niektórych eksponatów. Mnóstwo jest tam
ornamentalnej biżuterii i ceramicznych rzeźb różnych rozmiarów –
niektóre identyczne, jak te ze zdjęć.
Prekolumbijski mistrz Yoda |
Jany dzbany |
Z
racji fiesty sobotni wieczór obrodził w koncerty. Na miasteczku
akademickim odbywały się ichniejsze juwenalia – ze sceny grzmiała
muzyka rockowa pośledniejszego gatunku, a ludzie skupieni w grupkach
porozsiadali się na trawnikach. Na głównych placach starówki też
odbywały się wydarzenia muzyczne – na mniejszej scenie koncert
artystów muzyki ekwadorskiej, na scenie głównej wokalny kwartet,
który wykonał m. in. cover utworu “Angels” Robbiego Williamsa.
Wokale na żywo, muza zaś z playbacku. Wszystko fatalnie
nagłośnione. Nieco zmęczeni tą dudniącą fiestą, trafiliśmy na
“koncert jazzowy”. Jak się okazało, było to trio –
fortepian, kontrabas i perkusja. Temat podawał pianista, który jak
się okazało był maestro pozostałej dwójki muzyków.
Działali na zasadzie non-profit – po koncercie zbierali datki na
zakup instrumentów i możliwość dalszej nauki. Nauczyciel pochodzi
z Nowego Yorku. Swego czasu dużo podróżował, w Japonii poznał
kobietę swego życia. Gdy się okazało, że mają mieć dziecko,
stwierdził, że z miejsc, które odwiedził, Cuenca jest
najodpowiedniejsza do tego, by się osiedlić. Mieszkają tu od
czterech lat. Do tej pory nie nauczył się mówić po hiszpańsku.
Widać w Cuenca, mieście, gdzie można spotkać naprawdę wielu
Europejczyków, w gruncie rzeczy nie ma takiej potrzeby.
(w)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz