niedziela, 20 kwietnia 2014

Cuenca

Taki trochę przewodnikowy post. Jakby ktoś się kiedyś wybierał.

Cuenca jest uznawana za najpiękniejsze miasto Ekwadoru. To trzecie co do wielkości miasto tego małego kraju. Słynie z kolonialnej architektury, uzupełnionej w późniejszych latach spójnym z nią stylem neokolonialnym. I faktycznie przypomina hiszpańskie miasta. Nam skojarzyła się szczególnie z cygańską dzielnicą Sewilli. Kocie łby na wąskich, jednokierunkowych uliczkach, wewnętrzne patia, co jakiś czas niewielkie place obfitujące w zieleń, okupowane przez liczne stoiska mercadillos. Za to knajpek, w których można by usiąść na świeżym powietrzu, jest relatywnie niewiele – tak jak niewiele jest miejsc, gdzie można napić się kawy z ekspresu. Niemniej – w Cuenca są takie miejsca, i chwała za to. Podobno są tu też najlepsze w Ekwadorze lody, nam niestety nie udało się na nie trafić. Niedoścignionym ideałem pozostają lody ze starego miasta w Maladze:)


Cuenca położona jest na wysokości 2549 metrów n. p. m. Jeszcze 40 lat temu była odizolowana od reszty kraju ze względu na brak przyzwoitych dróg. Teraz jest turystyczną mekką. To lokalne centrum artesanias – można tu nabyć wyroby ceramiczne, kapelusze panamskie, plecione kosze, biżuterię (od klasycznego złota i srebra do misternie tkanych sznurkowych naszyjników z wplecionymi w nie minerałami), i – a jakże - bogactwo ponchos.


Starówka jest świetnym miejscem do spacerowania – trudno się tam zgubić, a dróg, w które można znienacka skręcić, jest sporo. Na północ od Calle Larga, biegnącej wzdłuż Rio Tomebamba mamy mnogość uliczek wyjątkowo logicznie ponumerowanych. Ulice są długie, dlatego każdy ich fragment ograniczony dwiema przecznicami ma swój oddzielny numer. Do tego funkcjonuje szczegółowa numeracja wewnątrz każdej przecznicy. Nigdzie dotąd nie spotkaliśmy takiego systemu, mimo że jest niezwykle przejrzysty i naprawdę ułatwia poruszanie się.


Początkowo Cuenca była centralnym ośrodkiem osadnictwa ekwadorskiej grupy etnicznej Cańar. W 1532 została podbita przez Inków. Ćwierć wieku później pojawili się Hiszpanie i zbudowali katedrę, która stoi po dziś dzień – choć wygląda na to, że w całości poddano ją renowacji. Po drugiej stronie placu stoi neogotycka Catedral Nueva zbudowana pod koniec XIX wieku z marmuru i alabastru – ta zachowała swe oryginalne mury i do dziś przedstawia się imponująco. Wewnątrz katedry, tuż przy wejściu, stoi pomnik polskiego Juana Pabla Segundo.

Z szeregu polecanych muzeów odwiedziliśmy jedynie Museo de las Culturas Aborigenas, tylko dlatego, że więcej nie zdążyliśmy - w sobotę wszystkie muzea otwarte są do trzynastej, w niedzielę wcale. Na szczęście w Cuenca akurat trwała fiesta, więc atrakcji nie brakowało. Skromnie wyglądające muzeum posiada intrygującą kolekcję prekolumbijskich znalezisk archeologicznych, począwszy bodaj od piątego stulecia przed naszą erą. Jest też gratka dla kolekcjonerów – w sklepiku, będącym częścią muzeum (na modłę europejską posiada ono kawiarnię i sklep z pamiątkami) można kupić repliki niektórych eksponatów. Mnóstwo jest tam ornamentalnej biżuterii i ceramicznych rzeźb różnych rozmiarów – niektóre identyczne, jak te ze zdjęć.
Prekolumbijski mistrz Yoda





Jany dzbany

Z racji fiesty sobotni wieczór obrodził w koncerty. Na miasteczku akademickim odbywały się ichniejsze juwenalia – ze sceny grzmiała muzyka rockowa pośledniejszego gatunku, a ludzie skupieni w grupkach porozsiadali się na trawnikach. Na głównych placach starówki też odbywały się wydarzenia muzyczne – na mniejszej scenie koncert artystów muzyki ekwadorskiej, na scenie głównej wokalny kwartet, który wykonał m. in. cover utworu “Angels” Robbiego Williamsa. Wokale na żywo, muza zaś z playbacku. Wszystko fatalnie nagłośnione. Nieco zmęczeni tą dudniącą fiestą, trafiliśmy na “koncert jazzowy”. Jak się okazało, było to trio – fortepian, kontrabas i perkusja. Temat podawał pianista, który jak się okazało był maestro pozostałej dwójki muzyków. Działali na zasadzie non-profit – po koncercie zbierali datki na zakup instrumentów i możliwość dalszej nauki. Nauczyciel pochodzi z Nowego Yorku. Swego czasu dużo podróżował, w Japonii poznał kobietę swego życia. Gdy się okazało, że mają mieć dziecko, stwierdził, że z miejsc, które odwiedził, Cuenca jest najodpowiedniejsza do tego, by się osiedlić. Mieszkają tu od czterech lat. Do tej pory nie nauczył się mówić po hiszpańsku. Widać w Cuenca, mieście, gdzie można spotkać naprawdę wielu Europejczyków, w gruncie rzeczy nie ma takiej potrzeby.

(w)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz