czwartek, 20 listopada 2014

Zielono. Minca

Minca to była kilkudniowa przerwa od skwaru wybrzeża karaibskiego, gdy Ano robił kurs nurkowania.

To przyjemna wioska u stóp gór Sierra Nevada de Santa Marta. Kojarzy mi się z rześkością i dźwiękiem wody. Szumią górskie potoki, wodospady, których w okolicy jest aż pięć, szumi też deszcz, który spada każdego dnia o podobnej porze, z podobną intensywnością.
Do tego bogactwo różnych gatunków ptaków, bujna roślinność, łagodnie dżunglowy klimat, wilgotne, ciepłe powietrze. Trochę jak w Mindo w Ekwadorze (więcej o Mindo tutaj). No i te drzewa. Naprawdę sporo tu starych, powykręcanych, rosłych drzew, z których gałęzi spływają całe baldachimy lian.

Poranki są zarazem świeże i trochę mistyczne – chmury w dolinach, przymglone prześwity słońca między drzewami, dziesiątki ptaków i wiewiórki w koronach drzew. Budzę się koło szóstej i ćwiczę jogę, równocześnie obserwując ptaki. Jest ich mnóstwo, są głośne i aktywne. Trzeciego dnia udaje mi się zobaczyć tukana. Jest fantastyczny, jego tęczowy dziób jest rozmiaru reszty ciała.

Od południa krajobraz tonie w chmurach, wiszą nisko i wiadomo, że będzie padać. Deszcz przychodzi codziennie, jak w zegarku, między 11 a 12.30. Za każdym razem pada intensywnie, gęsto, dużymi kroplami. Ulewa trwa od dwóch do pięciu godzin. W środku dnia, więc jest to dość męczące. Każdą aktywność trzeba zaplanować tak, by przed południem znaleźć się pod dachem. Ja przemokłam w Mince jak nigdy w życiu, zaraz po przyjeździe. Ponad godzinę na zmianę biegłam i maszerowałam w ulewnym, chłodnym deszczu. Zrobiłam sobie z ręki daszek nad czołem, bo zalewało mi oczy. Z koszulki i spodni ciekło. Przemokły moje drogie nieprzemakalne buty, schły kolejne 2 dni.
Było to całkiem przyjemne, nie jesteśmy w końcu z cukru, ale nie ma się ochoty doświadczać tego codziennie. Poza tym, w tej podróży, wożąc na garbie tak niewielką ilość rzeczy, nauczyłam się je szanować i dbać o nie jak najlepiej. Szczególnie - nie doprowadzać, by były zbyt długo mokre. Czasem jest to trudne. Mój plecak po tygodniu na Karaibach jest jakieś 30-40% cięższy. To dlatego, że wszystko w nim jest lekko wilgotne, przez co więcej waży. Pobyt w bardzo wilgotnym klimacie to wyzwanie dla całego ładunku. Przede wszystkim siada elektronika, ale buty i ciuchy też są w niebezpieczeństwie, bo schną bardzo długo. Jeden z ręczników już nam zagrzybiał, buty zaś nigdy nie odzyskają neutralnego zapachu.

Wracając do Minki – poza podziwianiem roślinności, wodospadów i ptactwa niewiele się tu dzieje. Internet jest niebywale kulawy, jedzenie drogie i niezbyt smaczne. Za to, jak zwykle w Kolumbii, można trafić na świetne desery. I smaczną, intensywną kawę, bo okolica słynie z plantacji kawy.
Do tego jest całkiem fotogeniczna, spójrzcie.
(w)












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz