Minca
to była kilkudniowa przerwa od skwaru wybrzeża karaibskiego, gdy
Ano robił kurs nurkowania.
To
przyjemna wioska u stóp gór Sierra Nevada de Santa Marta. Kojarzy
mi się z rześkością i dźwiękiem wody. Szumią górskie potoki,
wodospady, których w okolicy jest aż pięć, szumi też deszcz,
który spada każdego dnia o podobnej porze, z podobną
intensywnością.
Do
tego bogactwo różnych gatunków ptaków, bujna roślinność,
łagodnie dżunglowy klimat, wilgotne, ciepłe powietrze. Trochę jak
w Mindo w Ekwadorze (więcej o Mindo tutaj). No i te drzewa. Naprawdę
sporo tu starych, powykręcanych, rosłych drzew, z których gałęzi
spływają całe baldachimy lian.
Poranki
są zarazem świeże i trochę mistyczne – chmury w dolinach,
przymglone prześwity słońca między drzewami, dziesiątki ptaków
i wiewiórki w koronach drzew. Budzę się koło szóstej i ćwiczę
jogę, równocześnie obserwując ptaki. Jest ich mnóstwo, są
głośne i aktywne. Trzeciego dnia udaje mi się zobaczyć tukana.
Jest fantastyczny, jego tęczowy dziób jest rozmiaru reszty ciała.
Od
południa krajobraz tonie w chmurach, wiszą nisko i wiadomo, że
będzie padać. Deszcz przychodzi codziennie, jak w zegarku, między
11 a 12.30. Za każdym razem pada intensywnie, gęsto, dużymi
kroplami. Ulewa trwa od dwóch do pięciu godzin. W środku dnia,
więc jest to dość męczące. Każdą aktywność trzeba zaplanować
tak, by przed południem znaleźć się pod dachem. Ja przemokłam w
Mince jak nigdy w życiu, zaraz po przyjeździe. Ponad godzinę na
zmianę biegłam i maszerowałam w ulewnym, chłodnym deszczu.
Zrobiłam sobie z ręki daszek nad czołem, bo zalewało mi oczy. Z
koszulki i spodni ciekło. Przemokły moje drogie nieprzemakalne
buty, schły kolejne 2 dni.
Było
to całkiem przyjemne, nie jesteśmy w końcu z cukru, ale nie ma się
ochoty doświadczać tego codziennie. Poza tym, w tej podróży,
wożąc na garbie tak niewielką ilość rzeczy, nauczyłam się je
szanować i dbać o nie jak najlepiej. Szczególnie - nie doprowadzać,
by były zbyt długo mokre. Czasem jest to trudne. Mój plecak
po tygodniu na Karaibach jest jakieś 30-40% cięższy. To dlatego,
że wszystko w nim jest lekko wilgotne, przez co więcej waży.
Pobyt w bardzo wilgotnym klimacie to wyzwanie dla całego ładunku.
Przede wszystkim siada elektronika, ale buty i ciuchy też są w
niebezpieczeństwie, bo schną bardzo długo. Jeden z ręczników już
nam zagrzybiał, buty zaś nigdy nie odzyskają neutralnego zapachu.
Wracając
do Minki – poza podziwianiem roślinności, wodospadów i ptactwa
niewiele się tu dzieje. Internet jest niebywale kulawy, jedzenie
drogie i niezbyt smaczne. Za to, jak zwykle w Kolumbii, można trafić
na świetne desery. I smaczną, intensywną kawę, bo okolica słynie
z plantacji kawy.
Do
tego jest całkiem fotogeniczna, spójrzcie.
(w)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz