piątek, 21 listopada 2014

Casa Loma

Casa Loma to hostel położony na stromym wzgórzu ponad Minką. Wzgórze to dawne święte miejsce. Coś dobrego ewidentnie wisi w powietrzu, bo z niebywałą łatwością spowalnia się tam rytm. Jest też wiele starych, wysokich drzew i kilka pięknych kamieni rzeźbionych w sposób typowy dla rdzennej kultury lokalnej.

droga do Casa Loma to wyzwanie, gdy ma się 15 kg na plecach - do przebycia jest kilkadziesiąt takich śliskich stopni

W związku z tą specjalną energią wzgórze odwiedzali podobno różni przywódcy autochtonicznych społeczności, jacyś szamani, odbyło się też oczyszczanie miejscowej aury.
Architekci hostelu podtrzymali klimat poprzez ekologiczne budownictwo. Jest więc dormitorio złożone z siedmiu pojedynczych kabin okrytych moskitierami. Kabina to po prostu wąskie łóżko plus malutki stolik z lampką nocną i głęboka wnęka, mająca chyba służyć za szufladę, jednak pełna kurzu i pajęczyn. Do tego każdemu łóżku przydzielony jest spory locker (dobrze jest tu podróżować z własną kłódką i kluczami; są dostępne za grosze w niemal każdym sklepie). Śpi się więc niby w siedmioosobowym pokoju, a komfortowo jak w pojedynczym. Do tego na świeżym powietrzu, więc przewiewnie, i słychać wszystkie odgłosy natury.

dormitorio z zewnątrz

dormitorio "wewnątrz"

Bardziej ekskluzywna opcja to okrągłe chaty zlepione z bambusa i gliny, w dość udany sposób imitujące budownictwo tutejszych kultur tubylczych. Na tyle udany, że przy dużym deszczu dach miejscami przecieka, a w licznych szczelinach mieszkają pająki i inni drobni braciszkowie. Wieczorem mieliśmy nawet dwie jaszczurki. Po deszczu w takim apartamencie jest brudno i wilgotno, ale duże łóżko jest zaopatrzone w moskitierę, stanowiącą tarczę przed owadzim rojem. W sumie więc śpi się całkiem nieźle.



Poza właścicielami i grupą wolontariuszy/pracowników (których część mieszka po prostu w namiotach ustawionych pod prowizorycznym dachem z plastikowej płachty) mieszka tam świetny pies imieniem Samba. Jakiś czas temu zbyt mocno podrapał sobie uszy i muszą się zagoić. Więc teraz wygląda tak:



Wzgórze, na którym stoi Casa Loma, umożliwia podziwianie olśniewających zachodów słońca. Z jednej strony jest spektakularny widok na światła położonej 40 minut drogi stąd i 600 metrów niżej słynnej, wielce przereklamowanej Santa Marty (ma aż 900 tys. mieszkańców, a klimat gigantycznej wioski; do tego brudno, brzydko i chorobliwie głośno; nigdy tam nie jedźcie).

Natomiast z drugiej strony wzgórza i kilkanaście schodków wyżej, po tych deszczowych dniach na czystym niebie słońce zachodzi w jasnych, żywych barwach.
(w)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz