Casa
Loma to hostel położony na stromym wzgórzu ponad Minką. Wzgórze
to dawne święte miejsce. Coś dobrego ewidentnie wisi w powietrzu,
bo z niebywałą łatwością spowalnia się tam rytm. Jest też
wiele starych, wysokich drzew i kilka pięknych kamieni rzeźbionych
w sposób typowy dla rdzennej kultury lokalnej.
droga do Casa Loma to wyzwanie, gdy ma się 15 kg na plecach - do przebycia jest kilkadziesiąt takich śliskich stopni |
W
związku z tą specjalną energią wzgórze odwiedzali podobno różni
przywódcy autochtonicznych społeczności, jacyś szamani, odbyło
się też oczyszczanie miejscowej aury.
Architekci
hostelu podtrzymali klimat poprzez ekologiczne budownictwo. Jest więc
dormitorio złożone z siedmiu pojedynczych kabin okrytych
moskitierami. Kabina to po prostu wąskie łóżko plus malutki
stolik z lampką nocną i głęboka wnęka, mająca chyba służyć
za szufladę, jednak pełna kurzu i pajęczyn. Do tego każdemu łóżku
przydzielony jest spory locker (dobrze jest tu podróżować z własną
kłódką i kluczami; są dostępne za grosze w niemal każdym
sklepie). Śpi się więc niby w siedmioosobowym pokoju, a komfortowo
jak w pojedynczym. Do tego na świeżym powietrzu, więc przewiewnie,
i słychać wszystkie odgłosy natury.
dormitorio z zewnątrz |
dormitorio "wewnątrz" |
Bardziej
ekskluzywna opcja to okrągłe chaty zlepione z bambusa i gliny, w
dość udany sposób imitujące budownictwo tutejszych kultur
tubylczych. Na tyle udany, że przy dużym deszczu dach miejscami
przecieka, a w licznych szczelinach mieszkają pająki i inni drobni
braciszkowie. Wieczorem mieliśmy nawet dwie jaszczurki. Po deszczu w
takim apartamencie jest brudno i wilgotno, ale duże łóżko jest
zaopatrzone w moskitierę, stanowiącą tarczę przed owadzim rojem.
W sumie więc śpi się całkiem nieźle.
Poza
właścicielami i grupą wolontariuszy/pracowników (których część
mieszka po prostu w namiotach ustawionych pod prowizorycznym dachem z
plastikowej płachty) mieszka tam świetny pies imieniem Samba. Jakiś
czas temu zbyt mocno podrapał sobie uszy i muszą się zagoić. Więc
teraz wygląda tak:
Wzgórze,
na którym stoi Casa Loma, umożliwia podziwianie olśniewających
zachodów słońca. Z jednej strony jest spektakularny widok na
światła położonej 40 minut drogi stąd i 600 metrów niżej
słynnej, wielce przereklamowanej Santa Marty (ma aż 900 tys.
mieszkańców, a klimat gigantycznej wioski; do tego brudno, brzydko
i chorobliwie głośno; nigdy tam nie jedźcie).
Natomiast
z drugiej strony wzgórza i kilkanaście schodków wyżej, po tych
deszczowych dniach na czystym niebie słońce zachodzi w jasnych,
żywych barwach.
(w)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz