piątek, 14 listopada 2014

Natura pełną gębą/pełna gęba natury - Tayrona

Tayrona to kilka dziewiczych plaż otoczonych lasem tropikalnym z dużym udziałem palm kokosowych. Żywe piękno. Plaże są gładkie i czyste, piasek jasny, gorący. Dużo krabich dziurek.

Jest pora deszczowa i jesteśmy poza sezonem. To prawdopodobnie najlepszy w roku moment na przyjazd tutaj. Bo z jednej strony, dzięki obfitości opadów mamy soczystą, świeżą i bujną zieleń lasów, z drugiej - jest pusto i spokojnie. Gdy wychodzimy na plażę o szóstej rano, jesteśmy sami. Potem co jakiś czas do wieczora spotykamy wałęsających się ludzi, nie ma ich jednak wielu.

Pogoda jest przyjemna, szczególnie nad ranem. Mgliście i sennie tuż po wschodzie słońca, gdy już wzeszło nad horyzontem, lecz nadal go nie widać, bo jeszcze nie wychynęło zza skał. Gdy słońce w swej chwale zaczyna ogrzewać plażę, światło jest świeże i piękne, czyste niebo, przejrzyste powietrze. W lesie zaś tropikalna wilgoć i gra głębokich cieni i prześwitów. Wczesnym popołudniem leniwie nadciągają chmury, zasnuwają całe niebo i w tych chmurach dochodzimy do wieczora. Zachody słońca są mętne, a zmrok zapada dość gwałtownie. Wieczorem w lesie świecą ciałka dziesiątek świetlików i trzepocą nietoperze. Noc jest pełna dźwięków zwierząt. Trudno zgadnąć, czy to ptaki, małpy, czy inne stworzenia.

Przez całą dobę jest bardzo ciepło. Śpimy na świeżym powietrzu, w hamakach bez moskitier. Jakimś cudem w sercu tego tropikalnego lasu jest to oaza, gdzie nie docierają komary.

Na tych pięknych rozległych plażach nie można pływać, bo prąd morski jest silny, a fale spienione, strome, wysokie. Ludzie tłoczą się więc w kilku małych zatoczkach, gdzie bez stresu mogą schłodzić nagrzane słońcem ciała. Pozostałe okolice są niemal puste.
Najpiękniejsza jest plaża w Arrecifes. Jest długa na kilkaset metrów, z obu stron zamknięta wielkimi głazami. Krajobraz jest kilkupoziomowy. Patrząc od północy, najpierw mamy wzburzone Morze Karaibskie, dalej szeroki pas czystego, jasnego piasku. Kolejny poziom to dziwne pnącze z liliowymi kwiatami. Wygląda trochę jak winorośl, lecz pnie się po plaży w płaszczyźnie poziomej. Kolejny to mała laguna okolona sitowiem. W ciągu dnia spacerują tam dwie lub trzy czaple i żuraw. Wczesnym rankiem z głębin sitowia dochodzi kumkanie żab; to duże żaby, wielkości męskiej dłoni. Jednego poranka spotkałam tam też sporego śpiącego węża. Gdy zapada zmrok, mając dobrą latarkę, w sitowiu można wypatrzyć oczy kajmanów, które jakimś cudem żyją w tym mikrym jeziorku. Osiągają pono do 1,5 metra długości.

Dalej są lasy. W lasach Tayrony żyje endemiczny gatunek małpek El mico titi. Małpki te są wielkości wiewiórki i mają prześmieszne buźki (podobne, jak te trolle-breloczki z kolorowym tajfunem włosów). Przemieszczają się tylko stadnie, całą rodziną, wysoko w koronach drzew. Za pierwszym razem wypatrzyliśmy je w okolicy naszej hamakowej sypialni. Drugie spotkanie nastąpiło, gdy brałam poranny prysznic (mała drewniana kabina bez sufitu). Usłyszałam szelest w gałęziach, uniosłam głowę i zobaczyłam dwie małpki przypatrujące mi się z gałęzi jakieś 7-8 metrów ponad mną. Okazało się, że kilkanaście małpek, jedna za drugą, przeskakuje z kokosa na kokos, dokładnie nad moją głową. Co więcej, każda małpka przystaje na te samej gałęzi, przekrzywiając łebek, by mi się przyjrzeć. Wspaniałe doświadczenie.

Innym zjawiskiem fauny w Tayronie są największe gryzonie - kapibary. Gdy Ano stwierdził, że spotkał w lesie dziwnego stworka a la coś pomiędzy małą ciemną świnką a niedużym pieskiem, wyśmiałam go. Następnego dnia budzę się wcześnie rano, zakładam soczewki i widzę, że w odległości jakichś 20 metrów po zaspanej jeszcze, zamglonej okolicy biegają, węsząc, kapibary. Czaderski, zaskakujący widok.

W poszyciu leśnym ciągle szeleszczą ruchliwe łapki i długie ogony jaszczurek. Są prześliczne, mają turkusowe główki, a resztę ciała najczęściej seledynową, czasem w towarzystwie innych odcieni zieleni. Są ich setki, szybkie, ruchliwe, szeleszczące, ciągle w lekkim popłochu. Gdzieniegdzie można też dojrzeć większe, jeszcze bardzie kolorowe albo wzorzyste jaszczury.

W poprzek piaszczystych ścieżek całymi dniami wędrują zarobione mrówki, nosząc na swych mrówczych barkach pięć razy od nich większe liście, by, jak mniemamy, ścielić korytarze swego królestwa.
Mnóstwo jest też wiewiórek. Upodobały sobie zwłaszcza palmy kokosowe. To chyba dzięki nim w fince Don Pedro, gdzie tymczasowo mieszkamy, co jakiś czas ciężkie kokosy spadają na ziemię z dużej wysokości. Dostaniesz takim w głowę i po tobie. Lokalne zagrożenie życia.

Są też kraby. Po plaży biegają głównie te malutkie, niemal przezroczyste lub w ochronnych piaskowych barwach, co mają misterne arebeskowe wzorki.
Duże kraby, najczęściej ciemnoniebieskie z wierzchu, koczują na obrzeżach lasu. 

Widzieliśmy też dwa martwe węże i rozrzucone nogi martwej tarantuli. Szukałam po okolicy odwłoka, ale nie powiodło się; coś musiało ją pożreć. Przypomniało mi się, jak w Ahuano znalazłam resztki włochatego pająka, którego spałaszowała Lassi; wtedy też ostały się tylko nóżki.
(w)




sępy









Ecohabs w Canaveral to najdroższa noclegownia w Tayronie; tam nie mieszkaliśmy

mieszkaliśmy tutaj - finca Don Pedro

to także Don Pedro

El mico titi




Tego kosmitę spotkaliśmy nocą na plaży w Arrecifes. Przypozował jak nigdy, chyba zszokowało go światło latarki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz