Palomino
to ostatnia karaibska plaża, jaką odwiedziliśmy. Okazała się
najbardziej zbliżona do klasycznego wizerunku rajskich plaż z
folderów turystycznych. Subtelny las palm kokosowych, wijące się
gdzieniegdzie pnącza powoju, szeroka, gładka, ciągnąca się
kilometrami plaża i chłodnawe morze, na tyle spokojne, że można
się w nim zanurzyć. Dużo słońca przed południem, a późnym
południem regularnie gęsty, intensywny deszcz.
Pora
deszczowa ma swoje ewidentne minusy, ale więcej jest plusów. Przede
wszystkim jest bardzo mało ludzi. Leżysz na plaży, a wokół nie
ma innych ciał, jest więc cicho i czysto. Łatwiej można złapać
kontakt z naturą. Do tego jest taniej i można podróżować
bardziej spontanicznie, omijając system rezerwacji. W końcu nie
czujesz się jak jeden z tysięcy turystów, przemierzających te
same szlaki.
W
Palomino nadal płynęliśmy na zwolnionym biegu. Prowadziliśmy
przed tych parę dni proste, niedrogie życie. Dużo słońca, długie
spacery wzdłuż plaży, leżakowanie z książką w hamaku. Wiemy
już, że jesteśmy z gatunku slow travellers. Lubimy spędzić
w jednym miejscu cztery, pięć dni. Nawdychać się miejscowego
tlenu, pogapić się na ludzi, przejść się mniej i bardziej
przedeptanymi ścieżkami, poodwiedzać warzywniaki, piekarnie,
kawiarnie i jadłodajnie, polenić się w różnych miejscach.
Przeważający
styl podróżowania po Ameryce Południowej to jeden miesiąc na
jeden kraj (Ekwador, mniej doceniany turystycznie, często jest na
tym szlaku pomijany; wiele osób go „przelatuje”). Jest to grube
wyzwanie logistyczno-organizacyjne. Zwykle kończy się podążaniem
za wskazówkami lonely planet bądź innych popularnych
przewodników. Wszyscy je czytamy, dzięki nim nie jeździmy po
omacku. Są jednak cienie podręcznikowego podróżowania. Zdarzają
się sytuacje, że przejedziesz kilkaset kilometrów i spotykasz tych
samych ludzi, co w poprzednim hostelu. Wtedy ze smutkiem
spostrzegasz, że wszyscy, z mniejszym lub większym odchyleniem
poruszamy się po tzw. gringo trail.
Pora
deszczowa pozwala uciec od tego wrażenia.
Na poniższych zdjęciach szkółka
żółwi przy głównym wejściu na plażę w Palomino. Było ich
tam dwieście lub trzysta, rozmieszczonych w kilku pojemnikach.
30
minut autem na zachód od Palomino znajduje się Quebrada Valencia –
dość niesamowity kompleks wodospadów, wijących się po wysokiej,
masywnej skale, i naturalnych basenów, wypełniających skalne
wnęki.
znajdź Anonima |
Droga
do wodospadów wiedzie przez szeroki, płytki strumień
przezroczystej wody.
Po
drodze mija się arcydzieło natury – monstrualne,
włochate drzewo figowca.
(w)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz