niedziela, 23 listopada 2014

Palomino / Quebrada Valencia



Palomino to ostatnia karaibska plaża, jaką odwiedziliśmy. Okazała się najbardziej zbliżona do klasycznego wizerunku rajskich plaż z folderów turystycznych. Subtelny las palm kokosowych, wijące się gdzieniegdzie pnącza powoju, szeroka, gładka, ciągnąca się kilometrami plaża i chłodnawe morze, na tyle spokojne, że można się w nim zanurzyć. Dużo słońca przed południem, a późnym południem regularnie gęsty, intensywny deszcz.
Pora deszczowa ma swoje ewidentne minusy, ale więcej jest plusów. Przede wszystkim jest bardzo mało ludzi. Leżysz na plaży, a wokół nie ma innych ciał, jest więc cicho i czysto. Łatwiej można złapać kontakt z naturą. Do tego jest taniej i można podróżować bardziej spontanicznie, omijając system rezerwacji. W końcu nie czujesz się jak jeden z tysięcy turystów, przemierzających te same szlaki.

W Palomino nadal płynęliśmy na zwolnionym biegu. Prowadziliśmy przed tych parę dni proste, niedrogie życie. Dużo słońca, długie spacery wzdłuż plaży, leżakowanie z książką w hamaku. Wiemy już, że jesteśmy z gatunku slow travellers. Lubimy spędzić w jednym miejscu cztery, pięć dni. Nawdychać się miejscowego tlenu, pogapić się na ludzi, przejść się mniej i bardziej przedeptanymi ścieżkami, poodwiedzać warzywniaki, piekarnie, kawiarnie i jadłodajnie, polenić się w różnych miejscach.
Przeważający styl podróżowania po Ameryce Południowej to jeden miesiąc na jeden kraj (Ekwador, mniej doceniany turystycznie, często jest na tym szlaku pomijany; wiele osób go „przelatuje”). Jest to grube wyzwanie logistyczno-organizacyjne. Zwykle kończy się podążaniem za wskazówkami lonely planet bądź innych popularnych przewodników. Wszyscy je czytamy, dzięki nim nie jeździmy po omacku. Są jednak cienie podręcznikowego podróżowania. Zdarzają się sytuacje, że przejedziesz kilkaset kilometrów i spotykasz tych samych ludzi, co w poprzednim hostelu. Wtedy ze smutkiem spostrzegasz, że wszyscy, z mniejszym lub większym odchyleniem poruszamy się po tzw. gringo trail. 
Pora deszczowa pozwala uciec od tego wrażenia.

Na poniższych zdjęciach szkółka żółwi przy głównym wejściu na plażę w Palomino. Było ich tam dwieście lub trzysta, rozmieszczonych w kilku pojemnikach.




30 minut autem na zachód od Palomino znajduje się Quebrada Valencia – dość niesamowity kompleks wodospadów, wijących się po wysokiej, masywnej skale, i naturalnych basenów, wypełniających skalne wnęki.


znajdź Anonima




Droga do wodospadów wiedzie przez szeroki, płytki strumień przezroczystej wody.




Po drodze mija się arcydzieło natury – monstrualne, włochate drzewo figowca.




(w) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz