Gdy
wsiadaliśmy do samolotu w Bogocie było 15 stopni chłodu i
uporczywie mżyło. Godzinę później, około 21-szej, wysiedliśmy w
Cartagenie i z miejsca buchnęło nam w twarze wilgotnym gorącem.
Było ponad 30 stopni. Kompletny szok termiczny.
Wsiedliśmy
w taksówkę i pojechaliśmy do hostelu w dzielnicy Getsemani. Tu
zaczął się szok kulturowy. Hostel mieści się w pięknym, choć
nieco zaniedbanym kolonialnym budynku z pokaźnym patio. Na tym patio
zaś - basen, plażowe leżaki, głośna muza i młodzież w
kostiumach kąpielowych, z browarami w dłoniach. Jak na teledyskach.
Wygląda na to, że impreza trwa tam bezustannie. Szczęka mi
opadła.
Zostawiliśmy
graty i wyszliśmy na rekonesans. Trudno uwierzyć, że to ten sam
kraj, po którym jeździmy od paru tygodni. Gdzieniegdzie palmy
kokosowe. Ładna kolonialna, choć tknięta palcem czasu
architektura. Wąskie uliczki i ciemne zaułki pełne półnagich
ludzi i bardzo głośnej tanecznej muzyki.
Hałas
jest wszechobecny dniem i nocą. Hałasują silniki samochodów i
motorów, kierowcy trąbią jak najęci, latynoska muza wypływa z
podkręconych na maksa głośników w każdym sklepie i barze. Do
tego Kolumbijczycy zwykle nie mówią, a krzyczą. Ponadto, co chwilę
cię nagabują. Głównie monotematycznie: Amigo,
marihuana? Cocaine? A gdy wyjdę bez Bartka – gwizdy, zaczepki,
szepty: „reina”, „linda”, „hermosa”, etc. Nie to, że ja jestem
taka oszałamiająca; wszystkie gringi tego doświadczają.
Co
najmniej połowa ludzi stojących na ulicy jest na haju. Przechadzają
się, tańczą, albo po prostu tkwią w miejscu, zawieszeni między
rzeczywistościami.
Dziwnie
jest nocą na ulicy w Cartagenie.
Cartagenę
„założyli” w 1533 roku konkwistadorzy i nazwali na cześć
swego historycznego miasta położonego we wschodniej Murcji. Nie to,
że nic się wcześniej nie działo na tych ziemiach, osadnictwo
bowiem kwitło tu już 4 tysiące lat p.n.e. Miasto słynie ze
wspominanej już kolonialnej architektury (nagrodzonej, oczywiście,
przez UNESCO). Zrobiliśmy więc tej słynnej starówce trochę
zdjęć, żebyście też zobaczyli.
W
Cartegenie, podobnie jak parę miesięcy temu w Cuenca i ponad rok
temu w Sevilli, powitał nas Juan Pablo Segundo. Gdy
podeszliśmy bliżej, okazało się, że ma uśmiech jak George
Clooney ;)
Na poniższych zdjęciach widzimy coraz chudszego rapera z Polski. Jednak na tle
tutejszych mężczyzn, głównie rybaków i handlarzy drobiazgiem,
okazuje się nie taki najchudszy. Krajobraz Karaibów to
przesiadujący na ulicach ciemnoskórzy
mężczyźni z wystającymi żebrami, przyodziani najczęściej w
łachmany, a także wałęsające się, zabiedzone, często kulawe i
obdarte (pozbawione kawałka ucha, części ogona, bądź połowy
sierści) bezpańskie psy. Na tym tle ogromny kontrast stanowią
mieszkanki Karaibów - apetyczne kobiety o bujnych ciałach, często
ogromnych pupach i dużych piersiach, które to atrybuty obnoszą z
dumą. Tak jakby dbało się tu tylko o dobrobyt kobiet. Dla mężczyzn
i zwierząt domowych nie starcza już racji żywnościowych.
To rzeźba najsłynniejszego kolumbijskiego artysty nazwiskiem Botero, o którym, zdaje się, będzie osobny post. Tu tylko wspomnę, że Botero jest miłośnikiem dużych ciał kobiecych, a swoimi dziełami z humorem oddaje im hołd.
Tutaj widzimy sprzedawczynię owoców na starówce. Wszystkie są czarnoskóre, mają obfite ciała, i są wystrojone w te falbaniaste kolorowe sukienki i jasne turbany. Co szokujące, przebranie to jest dawnym tradycyjnym strojem tutejszych niewolnic.
W
Cartegenie niemal zawsze jest słonecznie i tak koszmarnie gorąco,
ze pokręciliśmy się chwilę po starówce i ruszyliśmy na
poszukiwanie plaży, licząc na chwilę ukojenia w morzu. Okazało
się jednak, że wzdłuż linii brzegowej wije się główna droga
przejazdowa przez Cartagenę, więc plaży jest niewiele. Gdy w koncu znaleźliśmy jedną, okazała się wąskim, gęsto obsadzonym ludzkimi
ciałami pasmem piasku. Miny nam zrzedły.
I na koniec jeszcze jeden szok. Woda w morzu okazała się ciepła jak zupa, nie przynosi żadnej ulgi od upału. Można zwariować z rozczarowania. Postanowiliśmy uciekać w mniej ludne okolice.
I na koniec jeszcze jeden szok. Woda w morzu okazała się ciepła jak zupa, nie przynosi żadnej ulgi od upału. Można zwariować z rozczarowania. Postanowiliśmy uciekać w mniej ludne okolice.
(w)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz