Czarcie
ziele ma cztery węzły: korzeń, łodygę z liśćmi, kwiaty i
nasiona. […] Najważniejszy węzeł to korzenie. Potęgę czarciego
ziela pokonuje się przez korzenie. Łodyga i liście to węzeł
leczący choroby; właściwie użyty jest dobrodziejstwem rodu
ludzkiego. Trzeci węzeł znajduje się w kwiatach; używa się go do
wprowadzania ludzi w obłęd lub żeby zapewnić sobie ich
posłuszeństwo albo żeby ich unicestwić. Człowiek, którego
sprzymierzeńcem jest bieluń, nigdy nie przyjmuje kwiatów, tak samo
jak łodygi i liści, chyba że w wypadku własnej choroby, zawsze
natomiast przyjmuje się korzenie i nasiona, zwłaszcza nasiona;
stanowią one czwarty węzeł czarciego ziela, obdarowany największą
mocą.
Mój
dobroczyńca mawiał, iż nasiona to „węzeł trzeźwości” –
jedynie ta część ziela zdolna jest wzmocnić ludzkie serce.
Carlos
Castañeda „Nauki Don Juana” (1968)
Amazoński
lud Shuar ma swoje trzy „święte rośliny”: tytoń, ayahuaskę i
daturę, czyli bieluń. Ten ostatni, jak podejrzewam, zarezerwowany
jest głównie dla samych curanderos.
To
potężna i niebezpieczna roślina. Znachor innego plemienia (Siona lub Cofan) z dorzecza Cuyabeno powiedział nam, że wywar z ayahuaski i datury był częścią jego
rytuału przejścia. Miał wówczas blisko 40 lat i wspomina, że
przez dobę był na wpół żywy. Rytuał ten był ostatnim krokiem
na jego kilkunastoletniej drodze do zostania szamanem.
ów szaman, tutaj smyrający dla zdrowia pokrzywą (ortiga) naszego przewodnika Diego |
Zdarza
się, że zażywających bieluń przywiązuje się do drzewa, bo
dostając pomieszania zmysłów, mogą zrobić sobie albo komuś
krzywdę. Dlatego też w takiej ceremonii nie uczestniczy żaden inny
szaman czy opiekun. Z daturą zmagasz się sam, nie licząc hord
diablików, których podszepty rzekomo słyszy się podczas
bieluniowego lotu. Tak twierdziła szamanka kaktusa san pedro
Felicia, która kiedyś próbowała datury. Poza złowrogimi
podszeptami, na godzinę oślepła. Godzinę, którą zajęło jej
pokonanie na czworaka jednego metra. Mówiła, że każda czynność
zdawała się absurdalnie trudna i ma respekt do tej rośliny, ale to
nie jej lot.
Chodzą
plotki, że alergicznie wrażliwi na bieluń mogą zatruć się już
samym dotknięciem kwiatu, i przez kilka godzin nurzać się w
malignie. Inną, współczesną paranoję rozdmuchują media.
Ostatnio moja siostra Madzia podesłała mi dokument (swoją drogą
marnej jakości, a prezenter gringo-tłumok) o tym, jak to rzekomo
przestępcy w Kolumbii przetwarzają daturę przy pomocy chemikaliów,
niczym kokę na kokainę, na bardzo niebezpieczny biały proszek.
Wystarczy nabrać odrobinę na dłoń, dmuchnąć komuś w twarz i po
minucie masz swojego własnego poddanego. Możesz poprosić takiego
zombie o numer karty kredytowej lub ściągnięcie majtek, bo podobno
ofiara jest skrajnie podatna na wszelkie sugestie. Mimo to, przez dwa
miesiące w Kolumbii nie słyszałem o tym ani razu. Za to z tego
samego dokumentu dowiedziałem się, że nawet przestępcy boją się
korzystać z tego opartego na bieluniu wynalazku. Dlaczego? Bo trzeba
doskonale wyliczyć proporcje – proszku musi być bardzo mało,
inaczej ofiara umrze i nici z karty i PIN u. Myślę, że zbyt
to wysublimowana technika dla przeciętnego, w gorącej wodzie
kąpanego zbira z Kolumbii.
Poza
tym dokument wmawiał ludziom, jak to niebezpiecznie jest w Kolumbii,
używając przykładu, który znajdziesz w co dziesiątym europejskim
ogródku. Bieluń jest często spotykaną w Europie rośliną
ozdobną. Nie wiem, czy ma podobne właściwości, co tutejsze
czarty.
-
Ziela używa się jedynie w związku z mocą. […] Mężczyzna
pragnący odzyskać wigor, młodzieńcy pragnący zmierzyć się ze
zmęczeniem i głodem, człowiek pragnący zabić innego człowieka,
kobieta szukająca roznamiętnienia – ci wszyscy ludzie potrzebują
mocy. A ziele ich nią obdarzy! […]
-
Czuję przypływ dziwnego wigoru – […] Było to bardzo osobliwe
doznanie niewygody czy frustracji; całe moje ciało poruszało się
i rozciągało z niezwykłą lekkością i siłą. Odczuwałem
swędzenie ramion i nóg. Miałem wrażenie, że puchną mi barki, a
mięśnie grzbietu i karku korciły mnie, żeby naprzeć lub ocierać
się o drzewa. Wydawało mi się, że mógłbym rozwalić mur, waląc
w niego głową.
Carlos
Castañeda „Nauki Don Juana” (1968)
Ale
właściwie to nie o daturze chciałem pisać. Ani o ayahuasce –
już całkiem bezpiecznej dla życia substancji, która jest
roślinnym przewodnikiem i nauczycielem szamana, oraz lekarstwem dla
ducha i układu pokarmowego jego pacjenta. Pisać miałem o tej
trzeciej roślinie, którą jest tytoń. I zrobię to, ale już w
kolejnym poście.
Na
koniec jeszcze dwie foty, bo san pedro niedługo zakwitną, a na
razie wyrosły na nich takie shizowe karczochy.
(ano)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz