Amazonia
to skarb. Niestety, przez zachłanność
polityczno-ekonomicznych reprezentantów istot ludzkich, zawsze w siebie
zapatrzonych, jej obszar stopniowo acz nieubłaganie kurczy się. Bo
przecież wydobycie jest najważniejsze, i z niego płynący hajs,
hajsik. Trzeba ssać zasoby, bez względu na koszty (w tym szerokim
sensie). Ssie więc Amazonię każdy, kto może – zaczęły
oczywiście Stany, a potem poszło lawiną. Kanadyjczycy przymierzają
się do kopania miedzi w obszarze Cordillery del Condor,
jednym z najbardziej bioróżnorodnych na świecie. Również
Chińczycy kupili ostatnio kawał dżungli, a co. Stać ich? Stać.
To mają i Chińczycy. Nie pamiętam, co tam będą ssać, ropę czy
miedź. Co by to nie było – dżungli niedługo na pewno już tam
nie będzie.
Skala
wydobycia, wiążąca się z wycinaniem w pień lasów deszczowych i
mglistych jest zatrważająca. Wydobycie ropy stanowi 70% dochodu
Ekwadoru. Ktoś parę lat temu podjął głupią decyzję i teraz
ponoszone są konsekwencje. Owszem, jest więcej dróg i więcej
kablówki dla wszystkich, za to lasu deszczowego mniej i mniej.
To
najbardziej gorzka lekcja, jaką otrzymaliśmy w Ameryce Południowej.
Nikt z wielmożnych władców tego pogubionego świata nie dba o
Amazonię, która, jak mnie uczyli w podstawówce, jest przecież
„zielonymi płucami świata”. W sumie zastanawiam się, czy jak
za 20-30 lat ktoś będzie chciał zobaczyć dżunglę w Ekwadorze,
to będzie jeszcze co oglądać. Prawdopodobnie nie.
Tymczasem
pobyt w dżungli amazońskiej to jeden z najpiękniejszych prezentów,
jakie można sobie sprawić. Dżungli chyba też, bo dochód z
turystyki stanowi pewien hamulec dla przemysłu wydobywczego.
Park
Cuyabeno, który odwiedziliśmy, znajduje się w pólnocno-wschodnim
rogu Ekwadoru. Jego perłą jest Laguna Grande, niebywale pejzażowe,
rozległe jezioro, w którym rosną wyjątkowe drzewa, macrolobia.
Pojawiają się tam okresowo różowe delfiny, ale akurat nie
trafiliśmy w sezon. Za to zachody słońca, bez względu na porę
roku, są pierwszorzędne.
Kilka
godzin dziennie spędzaliśmy, wiosłując po rzece Cuyabeno i po
lagunie. Inaczej praktycznie nie da się poruszać po okolicy, bo
szlaki piesze są trzy na krzyż, by buciorami i hałasem nie
zaburzać ekosystemu. Z perspektywy kajaka podziwialiśmy ptaki,
małpy i inne piękności, m. in. kajmany i anakondy. Piękna to
perspektywa, bo nijak nie zakłóca naturalnego rytmu natury. Gdy
jesteś w kajaku, ma cię ona gdzieś, i hasa sobie, jak lubi. A ty
tylko słuchasz i patrzysz. I serce rośnie.
(w)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz