czwartek, 1 stycznia 2015

Vilcabamba na dobry nowy rok

Raz jeszcze Vilcabamba. Na dobry nowy rok. Cobyśmy tam wrócili.

Vilca to moje ulubione miejsce na Ziemi. Niby już to wiem, podobnie jak to, że nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak tam, nigdy też nie rozwijałam się tak intensywnie w tak krótkim czasie. Ta świadomość jest krzepiąca, daje dobry punkt oparcia. Równocześnie jednak tyle jeszcze spraw i urojeń spraw trzyma mnie w Europie. Fakt, głównie są to czynniki zewnętrzne. Rodziny przyzywają regularnie. Czasem doskwiera brak rutynowego, zorganizowanego życia. Do tego po głowie krążą jakieś utarte schematy, jakieś myśli i przekonania, do których byłam przywiązana całe życie; trudno teraz sobie wyobrazić, że to już nie są moje myśli, a tylko siła przyzwyczajenia. Umysł jest już wyzwolony (to,notabene, najwspanialsze osiągnięcie z naszej podróży).
Już jedną nogą jestem gotowa, by zostać tu na zawsze, ale druga nadal wisi nad Europą. To jedziemy, zobaczymy, co tam słychać. Bilety mamy na maj z Buenos Aires, więc jeszcze sporo kontynentu do przemierzenia. Wiele osób mówi, że po Ameryce Południowej Europa jest nie do zniesienia. Że dopiero po powrocie widać jak na dłoni różnice mentalno-kulturowe, różnice w tempie życia, wartościowaniu, poziomie konsumpcji. I że trudno się z tym pogodzić. Ale co tam, spróbujemy.

Wszystkim życzę podróży na ten piękny kontynent.

(w).

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz