piątek, 5 grudnia 2014

Bogota

Bogota jest najdziwniejszym miastem, jakie odwiedziłam. Cisną mi się na usta setki epitetów, by ją opisać: jest schizofreniczna, fascynująca i dziwaczna, pełna kontrastów, pełna w zasadzie wszystkiego, o czym da się pomyśleć; nienormalna, chorobliwa. Jest równocześnie ludzkim zoo i cyrkiem. Wystarczy wyjść na ulicę, by dać się wciągnąć w jej klimat i po prostu chłonąć, gapić się, unosić brwi w zdziwieniu, krzywić się z obrzydzenia, ale patrzeć dalej. Wszędzie są bezdomni, wariaci, żebracy. Pełno jest ludzi chorych, powykręcanych, połamanych, z najdziwniejszymi schorzeniami skóry. Na ulicach brud i śmieci. W powietrzu unosi się zapach moczu i odpadków; druga nuta to zapach smażonego jedzenia zmieszany z wyziewami z silników aut i motorów.
A wszystko to tylko Candelaria, centrum historyczne, mały wycinek tego gigantycznego miasta. Spacer po Candelarii jest takim bogactwem wrażeń, że możesz przez parę dni chodzić nią wzdłuż i wszerz i nie znudzisz się, bo to zoo na ulicach codziennie ukaże ci coś innego.
Najbardziej interesujący w Bogocie są jej mieszkańcy, a jest ich około 9 milionów. Najpiękniejszy zaś jest wszechobecny street art, który sprawia, że te brudne ulice i bure, niedokończone budynki nabierają zupełnie nowej jakości, innego wyrazu. O tym będzie jeszcze oddzielny post.
(w)




























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz