Poza wspomnianą już obfitością statui, okolica San Agustin jest bogata w urodziwe krajobrazy.
Widoczna poniżej miejscówka nazywa się La Chaquira. Imię wzięła od boginki, tej mordeczki wykutej w skale.
A to rajska okolica La Chaquiry – kanion rzeki Magdalena.
W
dole widoczna kapliczka ze statuami.
A tu ładna, peryferyjna część miasteczka San Agustin.
To już w drodze nad Salto de Bordones, największy wodospad w Kolumbii
(ponad 400 metrów). Doświadczyliśmy wtedy, co znaczy pora deszczowa. Niby od rana jest całkiem ładna pogoda, aż tu znienacka, w kilka minut całe niebo
zakrywają chmury i spada deszcz. Na początku jest drobny (tj. krople są wielkie, ale spadają z niewielką częstotliwością), ale szybko
nabiera mocy i przeradza się w ścianę deszczu. Trzeba się wtedy
ratować i szukać schronienia, bo przemoczy cię do szpiku, kurtki nic nie pomogą. Chcieliśmy się schować pod dachem domu jednej pani, ale jak
zobaczyła, że się zbliżamy, zerwała się i zatrzasnęła drzwi.
Ewidentnie nie byliśmy mile widziani. Ano znalazł wtedy taką oto
dziuplę.
Deszcz kończy się równie niespodziewanie, jak się zaczął. A za pół godziny lub godzinę od nowa. I tak nawet kilka razy w ciągu dnia, nigdy nie wiadomo.
Droga
nad wodospad wyglądała potem tak:
Do
wodospadu dotarliśmy tuż po deszczu. Tak wygląda Salto de Bordones
w całej swej chwale. Poniżej kanion rzeki Magdalena.
Miejsce
jest niebywale piękne i dziewicze, pewnie
dlatego, że trudno się tam dostać. Objazdowe wycieczki
jeepem zwykle zatrzymują się tam tylko na 20-30 minut, a transport
publiczny niemal nie istnieje. Z buta zaś to 14 km pod górę (i 14
z powrotem).
A to już inny wodospad – Salto del Mortinho. Niestety, nie da się zejść na sam dół, można go podziwiać tylko z tego punktu widokowego, notabene umieszczonego na ziemi jakiegoś farmera, który pobiera hajs za wstęp.
Casa
de Francois, gdzie mieszkaliśmy w San Agustin.
I
na koniec, jeszcze jedna perła San Agustin. Po raz kolejny, WTF..?!
(w)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz