Otavalo
– nazwa jest miękka, ciepła, otulająca. Samo jej brzmienie
kojarzy się z owcami, wełną, swetrami. Zresztą na wzgórzach
okalających Otavalo często pasą się owce, gdzieniegdzie także
lamy.
Otavalo,
tradycyjne miejsce targowe Ekwadoru, leży w cieniu wulkanu Imbabura.
Ponoć Imbabura był i bywa nadal uznawany za mitycznego ojca lokalnych Indian.
Całkiem
niedaleko znajdują się kolejne dwa wulkany: Cotacachi i Mojanda. W
bezchmurny dzień widać ich szczyty.
Otavalo
zamieszkują w większości rdzenni mieszkańcy, obecni na tych
ziemiach z dziada pradziada. Stosunkowo wielu z nich do dziś
kultywuje tradycję poprzez niespotykany nigdzie indziej ubiór.
Panie noszą śnieżnobiałe bluzki z rozszerzanymi rękawami,
haftowane kolorowymi nićmi, do tego długie ciemnogranatowe
spódnice, spod których wystają kolejne warstwy, kremowe; na
stopach białe szmaciane sandałki; wokół szyi kilkanaście
sznurków koralików w kolorze złota; długie włosy noszą związane
w kucyk i na całej długości obwiązane kolorową nitką, do tego
często na szczycie głowy tkwi ciemnej barwy kapelusz, nierzadko
ozdobiony fantazyjnie pawim piórkiem. Panowie również noszą
długie włosy, ale ich podejście do tradycyjnego stroju jest
zdecydowanie luźniejsze. Niemniej, częściej niż w innych
regionach zdarza się zobaczyć pana w kapeluszu, poncho i
szmacianych sandałach, identycznych jak te, które noszą panie.
Otavalo
znajduje się w pierwszej dziesiątce miejsc do odwiedzenia w
Ekwadorze, ponieważ co sobotę dzieje się tam największe targowisko w
Ameryce Południowej. Tak mówią przewodniki, z lekką przesadą. W
kilku innych miejscach w Ekwadorze widzieliśmy bardzo podobne targi
zarówno co do wielkości, jak asortymentu.
W
każdym razie targ, a w zasadzie targi wydarzają się tu codziennie.
Przez to w miasteczku panuje duży ruch, na ulicach jest dość
tłoczno i barwnie. Otavalo ma trzy różne place targowe. Plaza
de Ponchos to miejsce, w którym dzieje się mercado de
artesanias, czyli ten najgłośniejszy, który najbardziej
interesuje turystów. Znajdziemy tu od groma hamaków, pledów i
koców, dywanów i chodniczków, setki barwnych poncho i
swetrów z wełny lamy bądź alpaki, szale, kapelusze, tradycyjne
stroje i szamańskie czapki, torby i plecaki; od groma biżuterii,
rzeźby w drewnie, fajki i lufki o najdziwniejszych kształtach,
łapacze snów; instrumenty muzyczne – flety, ukulele, pięknie
rzeźbione charango, bogato zdobione zaklinacze deszczu i bambusowe
saksofony; nawet calabezy ręcznie malowane jak pisanki – ich
pierwsza funkcja również jest muzyczna (wewnątrz są grzechoczące
nasionka), ale, jak zapewniają sprzedawcy, można z łatwością
odkroić „główkę” nożem i skonstruować sobie tykwę do mate.
Są także stoiska z obrazami, których przytłaczająca większość
to reprodukcje ukochanego przez Ekwadorczyków malarza Oswaldo
Guayasamin.
Na
dwóch innych placach Otavalo są targowiska gastronomiczne. Poza
wszelkimi owocami i warzywami, można tam po taniości zjeść coś
na ciepło, najczęściej świnię lub kurczaka z ryżem. Oprócz
tego co sobotę dzieje się w Otavalo słynne targowisko zwierząt;
my nie byliśmy, nie wiemy, pono dla miłośników zwierząt może to
być traumatyczne doświadczenie.
Zatrzymaliśmy
się w hosterii Rose Cottage, położonej na wzgórzu oddalonym kilka
km od miasteczka. Piękne, przestrzenne, bardzo zielone miejsce,
mające kilka punktów widokowych, by usiąść i napawać się
przyrodą; do tego ekscentryczna jak z bajeczki właścicielka i
sympatyczni bracia i siostry z królestwa zwierząt – psy, owce i
lama. Niestety bardzo chłodne noce i absolutny brak ogrzewania
(paradoks przebywania na równiku i równocześnie na wysokości
ponad 3 tys. metrów – jest naprawdę zimno) wygnały nas stamtąd
dość szybko.
(w)
charango |
wiedźmowate faje |
szamańskie czapy |
calabezy |
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń