Zajechaliśmy
do stolicy Ekwadoru, bo było po drodze, to co mieliśmy nie
zajechać. Tutejsze miasta staramy się omijać. Z kilku powodów.
Najważniejszym jest ten, że jeśli już lubimy miasta, to za
kulturę. W Ekwadorze do tej pory kultura w najlepszym wypadku nie
była w naszych gustach, w najgorszym nie mogła być w niczyim
guście, kto pozwala sobie na odrobinę refleksji przy jej
doświadczaniu. Postanowiliśmy więc darować sobie tymczasem jej
odbiór. Może w Kolumbii będzie lepiej. Są szanse. Za 2 tygodnie
zaczyna się w Bogocie leciwy międzynarodowy festiwal filmowy.
Wracając
do Quito, to mamy tam łącznika o budzącym respekt nazwisku Lennon.
Peter miesiące temu zabawił kilka dni w vilcabambskiej hosterii.
Od kilku miesięcy mieszka w
Quito, gdzie 5 dni w tygodniu prowadzi samowolne wycieczki piesze po
historycznym centrum, w zamian za napiwki. Zwykle przychodzi kilka
chętnych osób. Ale tym razem wycieczka była tylko dla nas, a dzień
wcześniej nie miał jej wcale, bo hostel, skąd ma najwięcej
chętnych, był tymczasowo zamknięty na renowację.
Zaczęliśmy
od bazyliki, która jest podobno największym neogotyckim kościołem
na świecie. Zaczęli ją budować jeszcze w XIX wieku, ale ukończyli
dopiero w 1983 r., kiedy to otworzył ją nasz ziom znany tu jako
Juan Pablo segundo.
Skupiliśmy
się na detalach na zewnątrz. Z później dobudowanej części
budowli spoglądają klasyczne gargulce, ale ze starszej już
lokalnie spotykana fauna (choć czasem wydaje się, że bardziej jej
wyobrażenie). Są więc małpy, mrówkojady, żółwie, iguany,
kajmany, różne ptaki, w tym król Andów kondor (o którym więcej w
powstającym ornitologicznym poście), jak również (werbel...)
świnki morskie. Oto ich wyobrażenie według artysty zdobnika:
widać artystę przerosło futro i wyrzeźbił już upieczone świnki |
Spoko elementem wycieczki było to, że Peter dzielił się z nami wieloma
ciekawostkami.
Potwierdził
między innymi pogłoski o leczniczym wykorzystaniu świnek morskich,
które obiło nam się już o uszy. Otóż świnki morskie były
niegdyś dla mieszkańców Andów głównym źródłem białka. Biegało
zawsze kilka po gospodarstwie i gdy nadeszły trudniejsze czasy, szły
pod tomahawk. Ostatnio próbowałem kawałek jednej - nic specjalnego, szkoda maleństwa.
Zwierzęta były też bardzo wrażliwe. Gdy w domu
wybuchały awantury i panował ciężki klimat, gryzoń biegał
podenerwowany, jęcząc coś jakby kuj! kuj! kuj! Stąd
tutejsza nazwa zwierzątka – cuy.
Wrażliwość
tą dostrzegli curanderos, taitas
czy też brujas, bo
różnie się tu mówi na znachorów i baby jagi. Wykorzystywali oni
świnki morskie, i podobno nadal wykorzystują, do sondowania ciała
chorego. Gryzoń ma podobno reagować na chore organy. Gdy już
wysonduje się problem, przeprowadza się rytuał, w którym pacjent
zdrowieje, za to biedna świnka kopie w kalendarz. Następnie adept
tej dosyć czarnej magii robi sekcję zwłok zwierzątka, aby
dowiedzieć się, co też dolegało pacjentowi. Jeśli były to nerki
– nerki świnki są zniszczone, jeśli płuca pacjenta – płuca
zwierzątka są poczerniałe itd. Cuda na kiju. Może to kiedyś
sprawdzimy, bo mamy namiar na jedną taką bruję.
Wracając
do Quito, następnym punktem były odwiedziny właśnie u pewnego
taity. Ma on swoje
„biuro” i kąt zabiegowy w centrum Quito, chodź pochodzi z
Canhar. Leczy głównie za pomocą różnych zaklęć, inkantacji i
plucia alkoholem w pacjenta. W biurze ma pełno szamańskich
utensyliów, od skóry węża, suszonych koników morskich, przez
różne zdobione naczynia i tradycyjne instrumenty, po taitański
tron, który liczy sobie rzekomo
kilka tysięcy lat, a wygląda tak:
Peter
nieźle zareklamował gościa: wszystkie te bibeloty mają mieć
certyfikaty autentyczności ministerstwa kultury, a sam taita
ma być mocno zaangażowany w promowanie prekolumbijskich tradycji
rdzennych mieszkańców tych ziem. Nie podoba mu się, na przykład,
nazwa Ekwador. Uważa, zresztą słusznie, że nazwa Ekwador, czyli
„równik”, jest sztuczna, i warto by wrócić do starożytnej
nazwy Anaguak.
Mnie
typ wydał się nieco szemrany i gnuśny. Nie znał taitańskiego
siedliska Zhurac Pamba, nie tak
daleko od jego prowincji Canar, za to był pewien, że nie mogliśmy
uczestniczyć w danza de estrellas
z okazji przesilenia jesiennego, bo się takich wtedy nie organizuje.
Miałem wrażenie, że to jeden z tych, co wiedzą najlepiej – dużo
lepiej od innych taitas.
W każdym razie podziękowaliśmy Peterowi za propozycję, żeby
przebrać się w tradycyjne fatałaszki i zrobić sobie zdjęcia na
„tronie” (nowszej replice, nie oryginalnym relikcie), i
ruszyliśmy dalej, bo przyszła pacjentka i taita zajął
się z nią w kącie.
kruszone kostki koników morskich mają ponoć zbawienny wpływ na potencję |
Następnie
odwiedziliśmy jeszcze kościół, w którym ma być łącznie kilka
ton złota (głównie na ołtarzu, a w kraju bida), za to nie odwiedziliśmy tego, w którym
jest kilkanaście ton złota (bo w kraju bida i wjazd 4$) i
ruszyliśmy na Plac Niepodległości. Otoczony on jest z trzech stron
pałacami (prezydenckim, burmistrza i arcybiskupa), a z czwartej
katedrą. Na środku stoi kolumna, a na nim pomnik wzorowany rzekomo
na ekscentrycznej partnerce słynnego generała Bolivara. Pisał o
nim Marquez w powieści „Generał w labiryncie”. Bolivarowi udało
się doprowadzić do zjednoczenia Kolumbii, Ekwadoru i Wenezuelę w jeden
kraj – Gran Colombia. Jednak nie udało się dogadać i nowy kraj
przetrwał tylko kilkanaście lat. Za to wszystkie trzy kraje mają do dziś te same trzy kolory na swoich flagach - żółty, niebieski i czerwony.
Ciekawym
detalem pod pomnikiem jest biorący nogi za pas lew z wbitym w bok
sztyletem – symbol królestwa Hiszpanii, które musiało
zrezygnować z tych kolonii.
Odwiedziliśmy
jeszcze kilka miejsc, ale chyba nic o czym chciałoby mi się
rozpisywać.
Ogólnie
nie przepadamy za tradycyjnym zwiedzaniem, ale Peter załatwił to
dosyć interesująco, być może nieco przydługo. Był to dobry
wstęp do głębszego poznania miasta i jego historii, co jednak nas
nie zainteresowało. Peter prowadzi profil Quito walking tour na Fb, gdzie rejestruje
oprowadzanych, więc i my się tam znaleźliśmy.
Dwie
noce i jeden cały dzień w Quito nam wystarczył, po czym ruszyliśmy
do Mindo, o którym było już w poprzednim poście.
(ano)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz