wtorek, 6 maja 2014

Ćmosłoń

Z archiwum selvy.

Chyba jednak najbardziej zadziwiły mnie w dżungli owady. Pająki wywołują dużo emocji, najwięcej przed przyjazdem, ale już na miejscu okazuje się, że z dużej chmury mały deszcz. Wprawdzie wyjechaliśmy z dżungli, nie zobaczywszy żywej tarantuli, ale nic straconego – podobno w okolicach Vilcabamby też biegają. Małpy zawsze spoko, ale to było wiadomo. Na anakondy uważaliśmy (pozdro The Autochtons), ale nie przypełzły. Pumy to głębiej w puszczy, a nie na skraju wsi ludzkiej, gdzie przebywaliśmy.
Za to prawie codziennie zaskakiwały mnie jakieś kosmiczne insekty, o czym było już -> tutaj. Kolejnym spektakularnym stworem, który latał nam przed drzwiami kilka dni przed wyjazdem był ćmosłoń. Nie dość, że to największa ćma jaką widziałem (długości dłoni), to jeszcze z wodogłowiem. Locura!



(ano)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz