wtorek, 13 maja 2014

Shangri-La

Schangri-La to fikcyjne terytorium, legendarna mistyczna dolina, gdzie panują harmonia i dobrobyt. To synonim raju na ziemi, El Dorado, Shambhala.
Wygląda na to, że Vilcabamba jest czymś w rodzaju małego Schangri-La. Miejsce pulsuje wyjątkową energią, jest jakby nasycone pozytywnymi kosmicznymi impulsami. W zasadzie jest to ledwie wyczuwalne tętno, które jednak sprawia, że instynktownie oddycha się tu głębiej i odczuwa pełniej wszystkimi zmysłami. W głowie kiełkuje jakieś intuicyjne przeświadczenie, że tutejsza aura, powietrze, woda i pokarm są dobre, będą ci służyć. Chcesz się napawać, upajać pięknem tego tu-i-teraz, więc wdychasz powietrze głęboko, by napełnić nim płuca i poczuć jak najwięcej zapachów; jesz długo i w skupieniu, by smakować przełykane kęsy; poruszasz się powoli i uważnie, często przystając, by rozejrzeć się wokół siebie. Chyba najbardziej uderzająca jest zauważalna u wszystkich koncentracja na chwili obecnej, nastawienie na intensywne doznawanie teraźniejszości, by doświadczać urody miejsca na ziemi, w którym jesteś i, równocześnie, doświadczać siebie jako części tej niesamowitej planety.

Nazwa Vilcabamba wywodzi się z języka Quichua od słów: huilco (święte drzewo, które tu występuje, łac. Anadenanthera Colubrina) bądź po prostu vilca (święty), oraz pamba (równina).
Patrząc kilkaset lat wstecz, okolica była inkaskim placem zabaw, wakacyjnym schronieniem rodziny królewskiej.
Nad wioską wznosi się majestatyczny i nieco tajemniczy szczyt Mandango (co znaczy Śpiący Inka) – świętej góry, której przypisuje się moc ochrony doliny przed trzęsieniami ziemi i innymi kataklizmami. To najbardziej uderzająca formacja skalna w krajobrazie Vilcabamby, jej szczyt rysuje się na horyzoncie jak rzeźba.

Długowieczność mieszkańców Vilcabamby od kilkudziesięciu lat stanowi przedmiot badań naukowych. Laureat Nobla w dziedzinie chemii R. L. I. Synge uznał, że roślinność występująca w niektórych okolicach równika ma wyjątkowe właściwości lecznicze, dobroczynne dla zdrowia. Analizy chemiczne wskazują, że tutejsze owoce, korzonki i zioła zawierają jedne z najsilniejszych antyoksydantów na świecie (tak jak np. superowoce acai). Nie bez znaczenia jest tu dieta bogata w nowalijki, zaś uboga w tłuszcze zwierzęce.
Inne głosy przypisują moc długowieczności tutejszej „wodzie życia”, która zawiera unikatową kompozycję minerałów.
Kolejny czynnik brany pod uwagę to łagodny wiosenny klimat, stosunkowo jednorodny przez cały rok. Temperatura waha się między 20 a 30 stopniami.
Co więcej, mieszkańcy Vilcabamby spędzają całe dnie na świeżym powietrzu, w ruchu, bo większość z nich uprawia bujne ogrody. Jest się tu w nieustannym kontakcie z przyrodą i z ludźmi. Konwersacje nie mają granic tematycznych ani czasowych, poniekąd jest się tu w nieprzerwanym ciągu komunikacyjnym. Co więcej, Vilcabambinos prowadzą bogate życie rodzinne – wiele par ma ponad dziesięcioro potomstwa. Wyrazisty jest tu szacunek do osób starszych – nie traktuje się ich jak bezużytecznych, słabych, chorych, jak balast. Nadal są aktywną częścią społeczności, są witalni, sprawni, dużo gadają, dużo się też śmieją.
Idealne warunki dla długiego życia.

Są też sceptycy, oczywiście. Wskazują na występujący w okolicy schemat migracyjny – młodzi ludzie wyjeżdżają do miast, zaś dużo osób starszych – gringo emerytów, zwłaszcza z USA, osiedla się tu, wynajmuje bądź kupuje posiadłości, domy w miasteczku lub finki na zboczach gór, by w tym kojącym otoczeniu spędzić resztę życia. Rzeczywiście – przez półtora tygodnia poznałam dwie osoby, które w przeciągu ostatniego roku wprowadziły się do Vilcabamby oraz dwie, które właśnie teraz rozglądają się za opcją wynajmu. W tym dwoje emerytów oraz dwóch charyzmatycznych mężczyzn po trzydziestce. Więc jak na razie z doświadczenia – trochę tak, trochę nie, jeśli chodzi o schematy migracyjne.

Jestem przekonana, że jakieś ziarno prawdy tkwi w tej legendzie o długowieczności. Także dlatego, że dolina Vilcabamby to najprzyjemniejsze do spędzenia życia miejsce, w jakim kiedykolwiek byłam. Wielu ludzi to czuje. Większość gości zostaje tu dłużej niż planowali, mają kłopoty z podjęciem decyzji o opuszczeniu tego energetycznego miejsca (wiem to dzięki pracy za barem, który jest centrum konwersacyjnym; co wieczór jestem bogatsza o niezwykłe podróżnicze historie). Inni .wracają na dłużej – wynajmują domy, by spędzać tu jakąś część roku, lub po prostu przeprowadzają się. Liczba mieszkających tu gringo zbliża się już do ekwadorskiej populacji Vilcabamby.


My też zostaniemy tu trochę dłużej.
(w)










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz