Schangri-La
to fikcyjne terytorium, legendarna mistyczna dolina, gdzie panują
harmonia i dobrobyt. To synonim raju na ziemi, El Dorado, Shambhala.
Wygląda
na to, że Vilcabamba jest czymś w rodzaju małego Schangri-La.
Miejsce pulsuje wyjątkową energią, jest jakby nasycone pozytywnymi
kosmicznymi impulsami. W zasadzie jest to ledwie wyczuwalne tętno,
które jednak sprawia, że instynktownie oddycha się tu głębiej i
odczuwa pełniej wszystkimi zmysłami. W głowie kiełkuje jakieś
intuicyjne przeświadczenie, że tutejsza aura, powietrze, woda i
pokarm są dobre, będą ci służyć. Chcesz się napawać, upajać
pięknem tego tu-i-teraz, więc wdychasz powietrze głęboko, by
napełnić nim płuca i poczuć jak najwięcej zapachów; jesz długo
i w skupieniu, by smakować przełykane kęsy; poruszasz się powoli
i uważnie, często przystając, by rozejrzeć się wokół siebie.
Chyba najbardziej uderzająca jest zauważalna u wszystkich
koncentracja na chwili obecnej, nastawienie na intensywne doznawanie
teraźniejszości, by doświadczać urody miejsca na ziemi, w którym
jesteś i, równocześnie, doświadczać siebie jako części tej
niesamowitej planety.
Nazwa
Vilcabamba wywodzi się z języka Quichua od słów: huilco
(święte drzewo, które tu występuje, łac. Anadenanthera
Colubrina) bądź po prostu vilca (święty), oraz pamba
(równina).
Patrząc
kilkaset lat wstecz, okolica była inkaskim placem zabaw, wakacyjnym
schronieniem rodziny królewskiej.
Nad
wioską wznosi się majestatyczny i nieco tajemniczy szczyt Mandango
(co znaczy Śpiący Inka) – świętej góry, której przypisuje się
moc ochrony doliny przed trzęsieniami ziemi i innymi kataklizmami.
To najbardziej uderzająca formacja skalna w krajobrazie Vilcabamby,
jej szczyt rysuje się na horyzoncie jak rzeźba.
Długowieczność
mieszkańców Vilcabamby od kilkudziesięciu lat stanowi przedmiot
badań naukowych. Laureat Nobla w dziedzinie chemii R. L. I. Synge
uznał, że roślinność występująca w niektórych okolicach
równika ma wyjątkowe właściwości lecznicze, dobroczynne dla
zdrowia. Analizy chemiczne wskazują, że tutejsze owoce, korzonki i
zioła zawierają jedne z najsilniejszych antyoksydantów na świecie
(tak jak np. superowoce acai). Nie bez znaczenia jest tu dieta bogata
w nowalijki, zaś uboga w tłuszcze zwierzęce.
Inne
głosy przypisują moc długowieczności tutejszej „wodzie życia”,
która zawiera unikatową kompozycję minerałów.
Kolejny
czynnik brany pod uwagę to łagodny wiosenny klimat, stosunkowo
jednorodny przez cały rok. Temperatura waha się między 20 a 30
stopniami.
Co
więcej, mieszkańcy Vilcabamby spędzają całe dnie na świeżym
powietrzu, w ruchu, bo większość z nich uprawia bujne ogrody. Jest
się tu w nieustannym kontakcie z przyrodą i z ludźmi. Konwersacje
nie mają granic tematycznych ani czasowych, poniekąd jest się tu w
nieprzerwanym ciągu komunikacyjnym. Co więcej, Vilcabambinos
prowadzą bogate życie rodzinne – wiele par ma ponad
dziesięcioro potomstwa. Wyrazisty jest tu szacunek do osób
starszych – nie traktuje się ich jak bezużytecznych, słabych,
chorych, jak balast. Nadal są aktywną częścią społeczności, są
witalni, sprawni, dużo gadają, dużo się też śmieją.
Idealne
warunki dla długiego życia.
Są
też sceptycy, oczywiście. Wskazują na występujący w okolicy
schemat migracyjny – młodzi ludzie wyjeżdżają do miast, zaś
dużo osób starszych – gringo emerytów, zwłaszcza z USA,
osiedla się tu, wynajmuje bądź kupuje posiadłości, domy w
miasteczku lub finki na zboczach gór, by w tym kojącym otoczeniu
spędzić resztę życia. Rzeczywiście – przez półtora tygodnia
poznałam dwie osoby, które w przeciągu ostatniego roku wprowadziły
się do Vilcabamby oraz dwie, które właśnie teraz rozglądają się
za opcją wynajmu. W tym dwoje emerytów oraz dwóch charyzmatycznych
mężczyzn po trzydziestce. Więc jak na razie z doświadczenia –
trochę tak, trochę nie, jeśli chodzi o schematy migracyjne.
Jestem
przekonana, że jakieś ziarno prawdy tkwi w tej legendzie o
długowieczności. Także dlatego, że dolina Vilcabamby to
najprzyjemniejsze do spędzenia życia miejsce, w jakim kiedykolwiek
byłam. Wielu ludzi to czuje. Większość gości zostaje tu dłużej
niż planowali, mają kłopoty z podjęciem decyzji o opuszczeniu
tego energetycznego miejsca (wiem to dzięki pracy za barem, który
jest centrum konwersacyjnym; co wieczór jestem bogatsza o niezwykłe
podróżnicze historie). Inni .wracają na dłużej – wynajmują
domy, by spędzać tu jakąś część roku, lub po prostu
przeprowadzają się. Liczba mieszkających tu gringo zbliża
się już do ekwadorskiej populacji Vilcabamby.
My
też zostaniemy tu trochę dłużej.
(w)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz