środa, 21 maja 2014

Goście: Niki

Niklas to gość z Monachium, który przyjechał do hosterii w czwartek, ostatniego kwietnia, tak jak my. Miał ruszać dalej w poniedziałek, ale jakoś trudno mu opuścić Vilcabambę. Nie tak łatwo przychodzi mu nawet wyjście za bramy hosterii. Spory kawałek poniedziałku i wtorku spędziliśmy na miejscu, wymieniając informację o społeczno-kulturalno-politycznej sytuacji naszych ojczyzn.

Niki ze spokojem dzieli się swoimi obawami o przyszłość. Wieszczy nadejście apokaliptycznych czasów, gdy przyroda powie dość i zrobi nam z tyłków sery szwajcarskie. Być może skłoniła go do tego sytuacja, w jakiej znalazł się kilka tygodni temu na wybrzeżu Ekwadoru. Gdy ogłoszono zagrożenie tsunami, on akurat luzował się w hostelu stojącym na plaży Pacyfiku, skąd miała by nadejść śmiercionośna fala. Za namową zdrowego rozsądku oraz własnej mamy, zrezygnował z wędrówki wzdłuż wybrzeża i ruszył w góry. Gdy dotarł do Baňos, górujący nad miastem wulkan Tungurauha akurat się uaktywnił i zaczął wydychać obłoki dymu. Na szczęście powtórki z Pompei nie było, za to Niki miał okazję podziwiać nieprzeciętne zjawisko wyładowań elektrycznych w wielobarwnej chmurze unoszącej się nad wulkanem Tungurauha.

Z europejskich refleksji, Niki jest mocno zaniepokojony próbą kontroli władz nad jednostką w swoim mieście. Mówi, że palacze zioła w Monachium nie mogą się wyluzować, tak jak w innych dużych miastach Niemiec. Przez to Niki zawsze chodzi po ulicach nieco spięty. Podobno jeśli monachijska policja znajdzie w twojej kieszeni byle bletki, ma prawo zabrać cię na posterunek i przeszukać dokładnie. Ponadto po mieście snują się cywile w cynicznym kamuflażu członków środowisk alternatywnych; dready i te sprawy.
A propos alternatywnego podziemia w Niemczech – Monachium rzekomo było jego najbardziej bulgoczącym kotłem w latach 30. Tym, czym dziś jest Berlin. Zaskakującym jest więc fakt, że Monachium było też kolebką faszyzmu, który zniweczył i odcisnął na mieście piętno, którego do dziś nie udało się zmyć. Być może organy ścigania niezbyt próbują. Główny komisariat nadal znajduje się w monumentalnym budynku z galerią historycznych zdjęć wewnątrz. Wprawdzie upewniono się, że nie pojawiają się na nich nielegalne symbole, ale duch faszystowskich władz oraz kontroli á la Stasi podobno nadal unosi się nad budynkiem.
Nie zmienia to faktu, że Niki uważa swoje miasto za piękne i poleca turystykę tamże. 90% centrum miasta było zniszczone podczas drugiej wojny, ale odbudowane jakiś czas po niej, zachowując oryginalny charakter. Z tym że to raczej droga wycieczka.

Jednak najbardziej fascynują Nikiego Włochy. Ceni podejście Włochów do żywienia się. Potrafią godzinami zajadać się pysznościami. Według statystyk, które gdzieś wyczytał, Włosi wydają na jedzenie około 70% swoich zarobków. Dla porównania – Monachijczycy coś ponad 10%. Potrafię zrozumieć fascynację Nikiego – gościa, który z niejednego pieca gastrofazie zadośćczynił. Bardzo gorąco poleca szczególnie Sardynię i Korsykę – wyspy, które otaczają malownicze serpentyny dróg i plaże niczym z Karaibów. Wypadła mi z głowy reszta szczegółów, ale pozostała silna chęć wybrania się tam kiedyś.

Poza tym Niki drąży studnię tematów z innym naszym gościem oraz sąsiadem hosterii Johnem. Wspólnym mianownikiem okazały się teorie spiskowe, kontrola władz nad jednostką i represja obywateli przez władzę. Jako były aktywista działający przeciw ingerencji wojsk USA w Wietnamie, John jest prawdziwą kopalnią takich tematów. Przez ostatnie lata pisze głównie na temat „kontrolowanego wyburzenia” World Trade Center, czyli zbrodni rządu USA na własnych obywatelach. Ale o Johnie innym razem. Wdrapuje się na nasz bar na wzgórzu prawie codziennie, więc poczekamy na pełniejszy obraz.

W końcu Niki jednak ruszył na krótki wolontariat na organiczną farmę nieopodal Vilcabamby. Być może jeszcze wróci, choć nie wiemy, czy zdąży. Za niecały tydzień ma rendez vous ze swoją ukochaną na Kubie. Do tego startuje z Limy w Peru, a to kilkaset kilometrów stąd. Mamy nadzieję, że zajrzy tu jeszcze choćby na jedną noc.


Niki jest dopiero pierwszym z przykładów entuzjastycznych wędrowców, którzy nawiedzają nasz piwopój. Pięknie widzieć kogoś, kto ma zaledwie 22 lata, ale już się trochę poturlał po ziemi i nie wygląda na to, by miał w przyszłości obrosnąć mchem.

(ano)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz