niedziela, 4 stycznia 2015

Summer i uzdrawianie snów

Summer to dream healer, uzdrowicielka snów. Zajmuje się tym od 40 lat. Okoliczności jej życia sprzyjały, bo nigdy nie musiała pracować. Miała więc dużo czasu na refleksje, jak mówi. Zaczęła od prowadzenia księgi snów. Nauczyła się zasad zapamiętywania snów i przez kilkanaście lat dzień w dzień je zapisywała. Opowiada, że to sny nauczyły ją swojej symboliki. Summer, jak wiele innych wspaniałych osób, które poznaliśmy w Vilcabambie, uważa, że w gruncie rzeczy każdy jest swoim własnym szamanem. Chodzi o czytanie znaków, którymi obdarza nas zarówno podświadomość, jak zewnętrzna rzeczywistość, i cierpliwą pracę nad ich zauważaniem i interpretacją.

Mówi, że sny stanowią klucz do zrozumienia samego siebie. Że sen to język, w którym przemawia do nas duchowość wszechświata, dając nam klucz do wzniesienia się nieco ponad ziemię. Równocześnie język snów jest bardzo indywidualny; tylko ty sam, przez pracę nad swoimi snami, możesz je pojąć i tym samym uzdrowić się na głębokim poziomie.

Summer mówi, że w gruncie rzeczy koszmary nie istnieją. Że interpretujemy to, co dzieje się w snach w nieadekwatnych kategoriach, nie mamy klucza do symboliki snu. Swoją rolę tłumaczy w kategoriach inspiracji i katalizatora procesu.

Spytałam, co zrobić, by lepiej zapamiętywać sny. Summer odpowiedziała, że przed zaśnięciem trzeba się pomodlić, do czego tam uważam za komfortowe. Ona najczęściej modli się do Jezusa, choć nie jest chrześcijanką; wyznaje równouprawniony melanż religijny. Czerpie z nich garściami. Mówiła m. in., że po przeczytaniu książki o żyjącej w XVI wieku Teresie z Avili przez długi czas miała głębokie wizje związane z tą świętą. Miała mianowicie poczucie, że jest jej kolejnym wcieleniem. Wszystko to brzmi trochę zwariowanie, ale w 73-letniej Summer naprawdę jest coś z anioła, jakby wybiła się ponad prozaiczny poziom i teraz bytowała na ziemi po to, by dzielić się swoją mądrością ze wszystkimi, co pojawią się na jej drodze. Jest pełna wiary i miłości jak sześciolatka, która żyje w ciele ładnej, zadbanej staruszki.
Modlitwa miałaby mieć takie mniej więcej brzmienie: Jezu/ Ganesho/ Matko Ziemio/ lub inna mocy, jestem skoncentrowana na teraźniejszości, przebywam tu i teraz; ześlijcie mi sen, który będzie najbardziej przydatny dla mojego życia w tym konkretnym momencie. Takie jest rozumienie snów według Summer: są remedium na nasze codzienne bolączki, kluczem do tego, co każdego dnia przeżywamy.

Osoby uczestniczące w dream circle (kółku snów) Summer prosi o przypomnienie sobie najwcześniejszego snu, który pamiętają jako koszmar. Celem kółka jest podzielenie się tymi snami i próba ich interpretacji w kontekście życia danej osoby.

Gdy przyznałam Summer ze smutkiem, że nie pamiętam swoich koszmarów z dzieciństwa, odpowiedziała, że to się zdarza bardzo często. Ona przypomniała sobie swój największy koszmar po kilku latach systematycznego studiowania snów. Ten koszmar ma być kluczowym snem dla zrozumienia samego siebie.

Po latach prowadzenia dziennika Summer zdecydowała się pójść do profesjonalnej szkoły kształcącej uzdrowicieli snów. Praca z mistrzami zaskutkowała decyzją o odejściu od męża po ponad 20 latach małżeństwa. Summer była już wtedy po czterdziestce.
Fontanna jej duchowości trysnęła pełną parą.

Summer poznaliśmy w Monte Suenos, najpiękniejszym hotelu w Vilcabambie, gdzie przez wiele miesięcy miała pokój księżniczki w kolorystyce różów, lila i nasyconych błękitów. Na ścianach totalny melanż kulturowo-religijny: rysunki czakr obok, obrazów hinduistycznych bóstw obok indiańskich szamanów; na półkach książki o UFO, a w powietrzu zapach kwiatów i kadzideł. Pogadaliśmy chwilę i zniknęła, bo była pora jej rytualnego chodzenia po słońcu.

Ostatnio wyszeptała nam, że udało jej się znieść dualizm snu i jawy. Teraz już zawsze znajduje się we śnie.

(w)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz