Summer
to dream healer, uzdrowicielka snów. Zajmuje się tym od 40
lat. Okoliczności jej życia sprzyjały, bo nigdy nie musiała
pracować. Miała więc dużo czasu na refleksje, jak mówi. Zaczęła
od prowadzenia księgi snów. Nauczyła się zasad zapamiętywania
snów i przez kilkanaście lat dzień w dzień je zapisywała.
Opowiada, że to sny nauczyły ją swojej symboliki. Summer, jak
wiele innych wspaniałych osób, które poznaliśmy w Vilcabambie,
uważa, że w gruncie rzeczy każdy jest swoim własnym szamanem.
Chodzi o czytanie znaków, którymi obdarza nas zarówno
podświadomość, jak zewnętrzna rzeczywistość, i cierpliwą pracę
nad ich zauważaniem i interpretacją.
Mówi,
że sny stanowią klucz do zrozumienia samego siebie. Że sen to
język, w którym przemawia do nas duchowość wszechświata, dając
nam klucz do wzniesienia się nieco ponad ziemię. Równocześnie
język snów jest bardzo indywidualny; tylko ty sam, przez pracę nad
swoimi snami, możesz je pojąć i tym samym uzdrowić się na
głębokim poziomie.
Summer
mówi, że w gruncie rzeczy koszmary nie istnieją. Że
interpretujemy to, co dzieje się w snach w nieadekwatnych
kategoriach, nie mamy klucza do symboliki snu. Swoją rolę tłumaczy
w kategoriach inspiracji i katalizatora procesu.
Spytałam,
co zrobić, by lepiej zapamiętywać sny. Summer odpowiedziała, że
przed zaśnięciem trzeba się pomodlić, do czego tam uważam za
komfortowe. Ona najczęściej modli się do Jezusa, choć nie jest
chrześcijanką; wyznaje równouprawniony melanż religijny. Czerpie
z nich garściami. Mówiła m. in., że po przeczytaniu książki o
żyjącej w XVI wieku Teresie z Avili przez długi czas miała
głębokie wizje związane z tą świętą. Miała mianowicie
poczucie, że jest jej kolejnym wcieleniem. Wszystko to brzmi trochę
zwariowanie, ale w 73-letniej Summer naprawdę jest coś z anioła,
jakby wybiła się ponad prozaiczny poziom i teraz bytowała na ziemi
po to, by dzielić się swoją mądrością ze wszystkimi, co pojawią
się na jej drodze. Jest pełna wiary i miłości jak sześciolatka,
która żyje w ciele ładnej, zadbanej staruszki.
Modlitwa
miałaby mieć takie mniej więcej brzmienie: Jezu/ Ganesho/ Matko
Ziemio/ lub inna mocy, jestem skoncentrowana na teraźniejszości,
przebywam tu i teraz; ześlijcie mi sen, który będzie najbardziej
przydatny dla mojego życia w tym konkretnym momencie. Takie jest
rozumienie snów według Summer: są remedium na nasze codzienne
bolączki, kluczem do tego, co każdego dnia przeżywamy.
Osoby
uczestniczące w dream circle (kółku snów) Summer prosi o
przypomnienie sobie najwcześniejszego snu, który pamiętają jako
koszmar. Celem kółka jest podzielenie się tymi snami i próba ich
interpretacji w kontekście życia danej osoby.
Gdy
przyznałam Summer ze smutkiem, że nie pamiętam swoich koszmarów z
dzieciństwa, odpowiedziała, że to się zdarza bardzo często. Ona
przypomniała sobie swój największy koszmar po kilku latach
systematycznego studiowania snów. Ten koszmar ma być kluczowym snem
dla zrozumienia samego siebie.
Po
latach prowadzenia dziennika Summer zdecydowała się pójść do
profesjonalnej szkoły kształcącej uzdrowicieli snów. Praca z
mistrzami zaskutkowała decyzją o odejściu od męża po ponad 20
latach małżeństwa. Summer była już wtedy po czterdziestce.
Fontanna
jej duchowości trysnęła pełną parą.
Summer
poznaliśmy w Monte Suenos, najpiękniejszym hotelu w Vilcabambie,
gdzie przez wiele miesięcy miała pokój księżniczki w kolorystyce
różów, lila i nasyconych błękitów. Na ścianach totalny melanż
kulturowo-religijny: rysunki czakr obok, obrazów hinduistycznych bóstw obok indiańskich szamanów; na półkach
książki o UFO, a w powietrzu zapach kwiatów i kadzideł.
Pogadaliśmy chwilę i zniknęła, bo była pora jej rytualnego
chodzenia po słońcu.
Ostatnio
wyszeptała nam, że udało jej się znieść dualizm snu i jawy.
Teraz już zawsze znajduje się we śnie.
(w)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz