Brandon
to 29-letni ziomek z Utah o słodkim uśmiechu i wyglądówie
surfera. Przybył do Ekwadoru niejako w pogoni za Bethany,
Australijką, którą poznał podczas jakiegoś ezoterycznego
warsztatu w Stanach. Brandon to empata, który profesjonalnie zajmuje
się oczyszczaniem aury przy pomocy kamieni szlachetnych. Jego
wybranka natomiast jest mistrzynią reiki, level 3, mistrzowski. Dla
niewtajemniczonych, reiki to niekonwencjonalny system leczenia za
pomocą energii życiowej, przekazywanej przez uzdrowiciela poprzez
przykładanie dłoni do wybranych części ciała osoby leczonej.
Reiki zajmuje się usuwaniem zaburzeń w wewnętrznej harmonii
poprzez pobudzanie organizmu do zdrowienia oraz niwelowanie blokad
energetycznych w czakrach. Tak piszą, mniej więcej. Wyższe etapy
mistrzostwa reiki osiąga się poprzez uiszczenie stosownie wysokiej
opłaty.
Brandon
i Beth przybyli do Vilcabamby prosto ze sławetnej instytucji Gaia
Sagrada. Jest to swoiste szamańskie uzdrowisko czy może raczej
duchowe sanatorium. Raz w miesiącu odbywa się tam 12-dniowa
terapia, w ramach której uczestniczy się w pięciu ceremoniach:
dwóch z udziałem ayahuaski, dwóch z san pedro (jedna nocna, jedna
dzienna) i jeszcze jednej, podczas której przyjmuje się zarówno
ayahuaskę, jak san pedro. Ponoć niektórzy ludzie lepiej
współpracują z ayahuaską, inni z san pedro. Mówią też, że
rośliny działają niejako komplementarnie - ayahuasca pokazuje, co
należy zmienić, a san pedro daje moc do wdrożenia tych zmian.
Kuracja w Gaia Sagrada poprzez podróż w poprzek świadomości ma
umożliwić poznanie własnego potencjału na różnych poziomach
istnienia. Ceremonie odbywają się co drugi dzień pobytu. W
międzyczasie goście Gaia Sagrada mogą korzystać do woli z takich
przyjemności jak sauna, jacuzzi, masaże, medytacja, joga, warsztaty
muzyczne, taneczne i artystyczne, a także temaskal, czyli szałas
potu, coś jakby prababka sauny. W zależności od jakości
zakwaterowania takie dwutygodniowe sanatorium kosztuje od 1000 do
1500 dolarów. Są ludzie, którzy przyjeżdżają do Ekwadoru
specjalnie, by odwiedzić Gaia Sagrada, tak jak Brandon i Beth.
Stamtąd wpadli na parę chwil do Vilcabamby, bo jeden z szaman z
Loja zaoferował im jakąś indywidualną, super specjalną ceremonię
w okolicy.
Brandon
spędził w barze jeden długi wieczór, wypił kilka szklanek
whisky, odbyliśmy kilka small talków pomiędzy stołem do ping
ponga a stołem bilardowym. Około północy, gdy zostaliśmy tylko
we trójkę i całkiem przyjemnie nam się rozmawiało, Brandon
postanowił pokazać nam swoją kolekcję kamieni szlachetnych. Nie
pamiętam wszystkich nazw, ale na pewno był wśród nich trylobit,
czyli skamielina, którą znalazł jako dziecko, odłamek meteorytu,
selenit, kilka rodzajów kryształów oraz kamieni uziemiających. W
drodze z pokoju do baru coś się wydarzyło - jego ulubiony kamień
uziemiający, duży, ciemnobrązowy i mętny, wypadł mu z rąk i
rozpadł się na trzy części. Brandon uznał ten fakt za istotny,
ponieważ, jak mówi, to kamienie wybierają miejsce, w którym chcą
zostać.
Następnie
zaproponował nam zabieg oczyszczania aury. Nasza otwartość na
odlotowe nowinki znacznie się tu pogłębiła, więc zgodziliśmy
się ochoczo. Polecił nam stanąć na ziemi boso, z wyprostowanym
kręgosłupem, zamknąć oczy i intensywnie myśleć o kolorze
fioletowym. Następnie umieścił w naszych otwartych dłoniach różne
kombinacje kamieni i zaczął pląsać wokół nas, wykonując
długie, jakby wygładzające ruchy rękami najpierw wokół naszych
głów, potem klatek piersiowych, brzuchów i nóg.
Aura
opisywana jest na wiele poetyckich sposobów: jako gęsta sieć
energii magnetycznej, biopole energetyczne, świetlista otoczka poza
ciałem czy niewidzialna emanacja. Ma to być subtelne promieniowanie
wewnętrznej energii życiowej organizmu, ale także pole ochronne,
bariera oddzielająca od negatywnych wpływów otoczenia. W aurze jak
w lustrze odbijają się wszystkie procesy zachodzące w organizmie.
Aura każdego człowieka ma nieco inną barwę, czasem więcej niż
jedną. Gdy troszczymy się o siebie, żyjemy w harmonii z otoczeniem
i jesteśmy generalnie zadowoleni, aura jest zintegrowana, a jej
kolor jasny i intensywny. Gdy odczuwamy przemęczenie, depresję,
chorujemy – aura jest zanieczyszczona i zdominowana przez szarości
i czernie. Gdy aura jest pocięta, chaotyczna, rozrzedzona,
intensywnie odczuwamy problemy i myśli innych ludzi, w tym te, na
które nie mamy najmniejszej ochoty. Tak piszą, mniej więcej.
Poza
aurą Brandon oczyszcza także czakry, czyli centra energetyczne w
organizmie, które są jednocześnie odbiornikami i przekaźnikami
energii.
Oczyszczanie
energetyczne ma na celu odblokowanie przepływu naturalnej energii
życiowej, wygładzenie i uszczelnienie aury, uwolnienie jej z
wszelkich zanieczyszczeń i negatywnych powiązań z innymi ludźmi
lub sytuacjami. Ma działać odświeżająco, zwiększać witalność,
poprawiać samopoczucie.
Poza
ruchem powietrza, wzbudzanym przez tańczące dłonie Brandona, dość
szybko zaczęłam czuć delikatne mrowienie i wewnętrzny wirowy
ruch energii, coś jakby spirala energii od stóp aż do głowy w
kierunku od prawej do lewej strony krążyła w moim ciele. Było do
subtelne, przyjemne i niespodziewane doznanie.
Z
kolei Bartek przed cały ten dzień nie czuł się najlepiej i po
kilku okrążeniach Brandona porządnie zakręciło mu się w głowie.
Brandon musiał go podtrzymać, by nie upadł. Resztę sesji spędził
w pozycji siedzącej.
Wszystko
to trwało jakieś 10-15 minut. Gdy Brandon skończył, skonstatował,
że nie miał z nami za dużo roboty, bo jesteśmy wyjątkowo
zbalansowani, a nasza aura gładka i nie podziurawiona. Pomyśleliśmy,
że to naprawdę miło. Najwięcej namachał się rękami wokół
naszych nóg, aby lepiej nas uziemić, czyli wzmocnić naszą
stabilność, łączność z ziemią, poczucie bezpieczeństwa.
Powiedział też, że już rozumie, dlaczego rozpadł się jego
uziemiający kamień- jedna jego część była nam potrzebna
bardziej niż jemu i ma z nami zostać! Jak się dowiedzieliśmy,
trzymanie go w dłoni przez kilka minut dziennie buduje poczucie
spokoju, wzmaga czujność i koncentrację.
Na
zakończenie B poinformował nas, że zwykle za taką sesję bierze
40 dolarów, ale od nas nie chce brać hajsu. Natomiast jeśli
anulujemy jego rachunek z baru, będzie nam naprawdę wdzięczny.
Rachunek opiewał na ponad 30 bagsów, więc wyszło niemal jak za
normalną sesję. Natomiast my zostaliśmy z oczyszczonym polem
energetycznym i własnym kamieniem uziemiającym.
(w)
Kamień uziemiający, który rozpadł się na trzy. Ta najbliższa część to nasza. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz