piątek, 22 sierpnia 2014

Uro wero, czyli trochę prywaty

Moje ostatnie dwudzieste urodziny spędziliśmy w towarzystwie Niemki Melanie, która trochę przypominała mi Rudą Kinię, co było bardzo bardzo miłe, oraz z młodą parą Belgów. Dziewczyna miała ksywę Hitler. Jak wypiła kilka koktajli, zaczęliśmy się przekonywać, dlaczego.
Ano zrobił tort z kakaowych ciastek, bananów i czekolady; było czerwone wino, darmowe drinki i sporo palenia tytoniu. Ponadto Hitler i ja zatańczyłyśmy na barze.
Całkiem klawo.
(w)








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz