Eduarda
przyprowadził do baru parę tygodni temu Travis, były barman
Izhcaylumy, a obecnie nieformalny lokalny profesor substancji
psychoaktywnych.
Eduardo
Sokołowski to trzydziestosiedmioletni, zarośnięty, przystojny
Argentyńczyk. Świetnie mówi po angielsku, co wśród mieszkańców
tego kontynentu jest rzadkością. Jego babcia była Polką, stąd
znajome nazwisko.
Przybył
do Izhcaylumy prosto z dżunglowej wioski Gualaquiza, gdzie odbył
miesięczną leczniczą sesję ayahuaski z szamanem Julio Tiwiram. Co
dwa wieczory przez 30 dni zażywał pnącze duchów w wyłącznym
towarzystwie szamana. Za tę ekskluzywną przyjemność (miesięczna
indywidualna sesja plus pokój wynajęty w chacie szamana) płacił
50 dolarów dziennie, co jest ceną uwzględniającą już 50%
zniżkę.
Na
zakończenie ayahuaskowej sesji szaman zaprosił Eduarda na próbę
czystości ducha w wyjątkowe miejsce – pod wodospad, gdzie mieszka
legendarna anakonda (drugim dnem obecności anakondy w wodospadzie
jest to, że obok ducha jaguara i duchów przodków, duch anakondy
jest jedną z najpowszechniej występujących ayahuaskowych wizji).
Polecił mu usiąść na szerokim płaskim głazie pod wodospadem i
medytować. Jeśli jego dusza jest czysta i silna (a taka powinna być
w wyniku uzdrowicielskiego działania ayahuaski), nie ma się czego
bać, anakonda nie stanowi dla niego zagrożenia.
Eduardo
okazał się wystarczająco potężny i oświecony. Anakonda nie
pojawiła się.
Eduardo
jest joginem z 15 – letnim doświadczeniem. Przez wiele lat
mieszkał na zmianę w Hiszpanii i w Indiach; w Indiach doskonalił
praktykę jogiczną, w Hiszpanii pracował i grał na gitarze w
zespole death metalowym. Obie gałęzie działalności kontynuuje do
dziś. Obecnie jest muzykiem freelancerem (marzy mu się powrót do
ciężkich brzmień; po powrocie do Buenos Aires planuje coś kminić
w tym temacie) oraz mistrzem jogi. Prowadzi indywidualne sesje,
przeznaczone głównie dla zamożnych i zaawansowanych adeptów,
najczęściej – dla innych nauczycieli jogi, chcących pogłębić
swoją praktykę.
Eduardo
pracuje wyłącznie na zasadzie sesji jeden na jeden, gdyż swoje
podejście do jogi opiera na zasadach ajurwedy. Najpierw ocenia, jaka
dosha (słowo pochodzi naturalnie z sanskrytu, niektórzy
tłumaczą je jako energię biologiczną) przeważa w konstytucji
danej osoby i na tej podstawie dobiera optymalną dla niej sekwencję
asan.
Po
dość pobieżnej rozmowie dowiedzieliśmy się, że ja mam przewagę
doshy pitta, a Ano vata. Eduardo oszacował to na
podstawie naszego wyglądu zewnętrznego i temperamentu
przejawiającego się na pierwszy rzut oka.
Temat
trochę nas zafascynował, więc postanowiłam go podrążyć.
Osoby
typu pitta przejawiają cechy
pierwiastka ognia. Ich skóra jest miękka i ciepła, łatwo się
zaczerwienia. Często mają piegi i pieprzyki. Łatwo robią im się
wysypki i stany zapalne. Ich szeroko pojęte łaknienie jest silne, a
puls stabilny. Często mają wrażliwe oczy. Jeśli są zbalansowani,
są ciepli, czuli i kochający; gdy wytrąceni z harmonii –
poirytowani, źli i krytyczni. Są ekstrawertykami. Inteligentni,
analityczni, zdeterminowani i ambitni.
Dominującym
żywiołem energii vata jest powietrze. Osoby vata są
szczupłe, mają wystające kości, krzywe zęby, a ich stawy wydają
strzelające dźwięki. Mają suchą i cienką skórę z
prześwitującymi żyłami. Śpią lekko, ze skłonnością do
zaburzeń i bezsenności. Ich puls jest zwykle słaby i nieregularny.
Łatwo marzną. Szybko się uczą, ale i szybko zapominają. Są
kreatywni, wrażliwi, niespokojni i introwertyczni.
Trzeci
typ kapha jest przepojony żywiołem ziemi. Charakteryzuje go
ciężka i solidna budowa ciała. Osoby typu kapha łatwo
przybierają na wadze. Mają grubą, gładką i wilgotną skórę;
włosy grube, często faliste, zęby duże i białe. W akcji są
wytrzymałe, powolne i metodyczne. W uczuciach – sentymentalne i
romantyczne. Cenią poczucie przynależności, lubią życie rodzinne
i tradycję. Chętnie gromadzą pieniądze i rzeczy.
Naturalnie,
podział ludzi na trzy typy energii, podobnie jak wszelkie inne
klasyfikacje, stanowi generalizację. Niemniej, ajurweda to
najstarszy na świecie system medyczno–metafizyczny, jej tradycja
sięga 5000 lat wstecz, więc zasługuje na nieco uwagi. Jest
systemem mądrym, bo holistycznym i prewencyjnym – na podstawie
prostego podziału na trzy doshe daje mnogość wskazówek,
jak dbać o zdrowie, rozumiane tu jako harmonijny przepływ energii i
zachowanie równowagi pomiędzy ciałem, duszą i umysłem.
Wg
ajurwedy każdy człowiek jest się więc dość unikatową mieszanka
trzech dosh, z których zwykle przeważa jedna lub dwie mniej
więcej na równi. W internecie można znaleźć proste testy na
doshe, np. taki (w. angielskojęzyczna) albo taki.
Ajurweda
okazuje się kopalnią pragmatycznej wiedzy. Na podstawie ustalonej
przewagi dosh w organizmie medycyna ajurwedyjska radzi, jakie
smaki faworyzować, a jakich unikać; jak optymalnie zbalansować
swoją dietę, na jakich rodzajach aktywności fizycznej warto się
skoncentrować (w tym – jakie konkretne asany i pranajamy są dla
ciebie najlepsze), co więcej – jak harmonizować swą energię
biologiczną kolorami, zapachami, a nawet teksturami materiałów,
którymi się otaczasz.
Eduardo
udzielił nam paru cennych rad co do praktyki jogi. Ja, by
zbalansować swój ogień, powinnam skupić się na medytacji, co do
asan zaś - na otwierających klatkę piersiową i energetyzujących
wygięciach do tyłu. Co do diety, kolorów i dźwięków –mam się
schładzać, koić i uspokajać. Bartek, w którego konstytucji
przeważa element powietrza, odwrotnie – smakami, barwami i
zapachami powinien się ogrzewać, a podczas jogi ma się
koncentrować na kontroli oddechu i budowaniu poczucia równowagi.
Mam
wrażenie, że holizm i pewna enigmatyczność systemu
ajurwedyjskiego jest trudna do zaakceptowania dla wychowanego w
kulturze zachodniej umysłu, z drugiej strony jednak, czemu by nie
spróbować skorzystać choć z części wskazówek tej prastarej,
jednak wciąż aktualnej nauki. Wszak nic złego z tego nie może
wyniknąć. Na pewno zasady ajurwedy mają więcej sensu niż to,
czego często jesteśmy uczeni od małego – by jeść jak
najwięcej, najlepiej syto i tłusto; w dobie hiperkonsumpcjonizmu -
dogadzać sobie na wszelkie możliwe sposoby, a potem po
czterdziestce lub pięćdziesiątce – odczuwać skutki tej
wieloletniej bezmyślności w stosunku do własnego ciała.
(w)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz