piątek, 13 marca 2015

Koka

Ujęło mnie w Świętej Dolinie Inków, że jej mieszkańcy z oddaniem i szacunkiem traktują fizyczną reprezentację świata, niebo oraz ziemię i jej przejawy. Jak rodzinę. Mówi się tu o ziemi pachamama, madre tierra, o księżycu - madre kiya, nieboskłon to padre cielo, a słońce – padre inti. No i święte rośliny - madre ayahuasca, madre coca, abuelito wachuma, abuelito tobacco..

Madrecita coca, czyli koka, to jedna z najświętszych roślin dla rdzennych mieszkańców Andów. Jest znana ludziom od przeszło 8 tysięcy lat. Liście koki zawierają masę wartości odżywczych, w tym wapno, potas, fosfor, witaminy B, C i E, proteiny i błonnik. Koka jest łagodnym stymulantem, niweluje głód i pragnienie, łagodzi objawy zmęczenia, działa przeciwbólowo. Tubylcy stosują ją na wszelkie schorzenia - na malarię, astmę, wrzody, na lepsze trawienie; jako afrodyzjak, jako sposób na długowieczność.


Częstowanie się liśćmi koki jest tu mniej więcej tak powszechne jak w Europie częstowanie się przekąskami lub papierosami. Na wysokościach koka jest błogosławieństwem, bowiem zaczynając od mniej więcej 2 500 metrów, każde wzniesienie się o kolejne 200-300 metrów jest dla organizmu szokiem, musi na nowo się przystosowywać. Oddech się rwie, a w głowie zaczyna cisnąć; ten ból może się utrzymywać dniami, u niektórych nawet tygodniami. Żucie liści koki ułatwia przyswajanie tlenu, tym samym niwelując objawy choroby wysokościowej. Żuje się garść lub dwie wysuszonych liści do momentu, gdy ma się w ustach gorzkawą papkę o zielonym smaku; najlepiej tak żuć godzinami.


Przyjemniejszy, acz mniej skuteczny sposób to picie herby z koki, np. z dodatkiem imbiru, cynamonu i goździków. To jednak nie wszystko – na każdym tutejszym targu można kupić mąkę z koki, która z powodzeniem zastępuje mąkę pszenną. W cukierniach i restauracjach spotkać można ciasta z koki. 
Widziałam raz wróżenie z liści koki. Coś jak wróżenie z fusów. Jak ktoś lubi w ten sposób poszukiwać odpowiedzi...


Victoria, miła Francuzka, z którą odwiedziliśmy Lagunę Kinsa Cocha (fotorelacja z tego piękna tutaj), opowiedziała nam, jak wygląda despacho, tradycyjna ceremonia koki. Celem ceremonii jest oddanie hołdu naturze. Despacho odbywa się zwykle w pięknych okolicznościach przyrody, z dala od siedlisk ludzkich. Rozpoczyna się od rozłożenia na środku kręgu płachty białej tkaniny lub papieru. Na niej umieszcza się najróżniejsze ofiary dla pachamamy, przyniesione przez uczestników. Najczęściej będą to nasiona, zioła, płatki kwiatów, czasem słodycze, tkaniny, laurki, kosmyki włosów; co komu przyjdzie do głowy, zdaje się. Następny etap, zwany a`kintu, to dzielenie się liśćmi koki. Każdy z uczestników wybiera spośród swoich liści trzy najdorodniejsze i następuje moment kontemplacji, w którym każdemu z liści przypisuje się intencje, okazanie wdzięczności za przeszłość i teraźniejszość oraz życzenia na przyszłość. Potem uczestnicy pojedynczo wychodzą na środek kręgu, kłaniają się na cztery strony świata i umieszczają wybrane liście koki na tkaninie. Finalnie prowadzący zawija wszystkie złożone ofiary w pakunek, który następnie zostaje spalony lub pochowany w ziemi, co symbolicznie uwalnia ofiary, przywraca je ziemi. W ten sposób ceremonia zostaje wypełniona.

Tradycyjne rytuały mogą być, jak widać, piękną sprawą. Uświęcają chwile. Umożliwiają wyskok z codzienności i ponowne połączenie z naturą, odnalezienie w sobie pokładów szacunku i tego pierwiastka boskości, który wszyscy nosimy wewnątrz.
(w)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz