czwartek, 17 lipca 2014

Goście: John cz. 2

Wieloletni aktywizm antyrządowy Johna w końcu zrobił z niego ex-pata, czyli po USA-ńsku emigranta. Zaczęło się jeszcze na studiach od krytyki amerykańskiej interwencji w Wietnamie, później było jeszcze kilka akcji, w tym „kontrolowane wyburzenie” WTC i wybuch w Pentagonie, oraz blokada Wall Street. John dużo pisał o prowokacjach rządu, które miały zabełtać w głowach obywateli, zastraszyć ich i w końcu uzyskać pozwolenie na to czy tamto, co wiązało się zwykle z ograniczeniem wolności i swobód obywateli, oraz inwazją na ten czy tamten roponośny kraj. Podobno jeden z tekstów internetowych Johna zacytował sam Obama jako przykład wywrotowej działalności obywateli USA przeciw własnej ojczyźnie.


Trudno powiedzieć, czy John został z USA zręcznie wypędzony, czy też uciekł, bo miał paranoję, że jest prześladowany. Twierdzi, że służby „zabiły” dwa jego komputery. Co do jednego jest pewien. Oddał go do specjalisty, który powiedział, że nic nie może poradzić, bo gdy jedna z części komputera nagrzewa się podczas włączania, wszystko się wyłącza. Co do drugiego komputera ma podejrzenia, że to robota służb rządowych, ale przyznaje, że raz mu też spadł. W każdym razie na razie pisze ręcznie, ale ze swojej skromnej emerytury przymierza się do kupna komputera. Obawia się, że służby znów mogą mu go zniszczyć, ale ma też nadzieję, że na razie dadzą mu spokój, jeśli nie będzie publikował wywrotowych treści bezpośrednio z niego, tylko zlecał to komuś lub korzystał z komputerów w kafejkach internetowych.

A propos kafejek, John ma również podejrzenia, że służby USA potrafią zablokować dowolny komputer, z którego korzysta, jeśli tylko podłączony jest do internetu i ma kamerkę. W jaki sposób? Podobno mają potężne oprogramowanie do wykrywania rysów twarzy „wrogów publicznych” poprzez kamerki internetowe. Pewnego dnia poszedł do kafejki, usiadł do komputera i ten się zawiesił. Zawołał administratora. Ten siadł i wszystko grało. John usiadł znowu... I znowu nie działało. Wkurzył się i poszedł do drugiej kafejki. Tym razem, zanim usiadł, odwrócił kamerkę i wszystko grało.

Jest jeszcze kwestia pluskwy do namierzania, którą agenci podczepili do podwozia jego wozu w USA oraz skradzionego paszportu, którego mieli dokonać agenci w cywilu na lotnisku. Ale o tym innym razem.


Dwa tygodnie temu John wyprowadził się i nie jest już naszym sąsiadem. Mieszka teraz w Vilcabambie, blisko centrum wsi. Od tej pory go nie widzieliśmy. Dziś w nocy ruszamy nad ocean, więc próbuję się wprosić w odwiedziny z butelką likieru z marakui i ananasa, który wytwarza mieszkający nieopodal Niemiec Hans (o tym ananasie też jeszcze będzie pisane). Jednak John znów ma wyłączony telefon. Cóż, jeśli nie dziś to za tydzień lub dwa.

(ano)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz