czwartek, 17 lipca 2014

Caballos

Jazda konna po górskich szlakach jest jedną z najświetniejszych rzeczy, jakie można robić w dolinie Vilcabamby. Tym bardziej, że jest to opcja otwarta dla wszystkich, żadne uprzednie doświadczenie nie jest wymagane. Trzeba tylko dać znać o tym przewodnikowi odpowiednio wcześniej, by przygotował dla nowicjusza w miarę spokojnego, raczej leciwego konia. Nowicjuszem przestaje się być dość szybko: żeby było atrakcyjnie, niemal za każdym kolejnym razem dostaje się caballo mas caliente, czyli bardziej gorącego wierzchowca.

Mamy już za sobą cztery takie wyprawy, w tym dwie czterogodzinne i jedną ponad sześciogodzinną,co okazało się niezłym hardkorem dla nienawykłych do tego typu pracy ud i pośladków. Korzystamy ile się da, ponieważ przewodnik, Holgar, udziela nam sympatycznych rabatów w zamian za polecanie go gościom baru. Konkurencja w branży jest tu spora – w wiosce jest aż sześć firm oferujących usługi jazdy konnej.
Holgar ma blisko dwadzieścia pięknych, pełnych charakteru koni o barwnych imionach, jak Tornado, Tequila, Corazon, Blondie, Senhor. Jakiś czas temu miałam przyjemność jechać na zwariowanym młodziku, jeszcze bez imienia, bo był u Holgara od niedawna, a imię powinno współgrać z charakterem konia. Typek co chwilę zatrzymywał się, by podjeść trawy, i Holgar ochrzcił go w końcu Americano, jako tego, co lubi podjadać fast food.

Zdarzają się wycieczki dwuosobowe, tj. tylko ty i przewodnik, ale bywa też, że ponad dwudziestoosobowa grupa ma ochotę na wspólny wypad na Mandango. Dla zorganizowania takiej karawany potrzeba kilku przewodników, trzeba też pożyczyć konie z innej kompanii, wzbudzając tym samym zazdrość sąsiada. Generalnie jest to karkołomne przedsięwzięcie, ale czego się nie zrobi, by zaspokoić turystów.

Uprawia się tutaj styl westernowy, czy jak kto woli kowbojski, który polega na jeździe na w miarę luźnych wodzach w subtelnej komunikacji z wyszkolonym koniem. Koń ma być tak wytrenowany, by reagować nawet na lekkie pociągnięcia za wodze; tym samym ręce trzyma się możliwie jak najbliżej siebie, a koń ma sporo luzu. Docelowo chodzi o to, by wodze trzymać w jednej ręce, zaś drugą operować swobodnie, trzymać na kolanie, balansować, czy co tam kto lubi.
W rzeczywistości komunikacja między jeźdźcem a wierzchowcem będzie na tyle subtelna, na ile pozwoli na to koń. Tutejsze konie są raczej mądre i przyjazne, dobrze znają wszystkie szlaki, wiedzą, gdzie muszą być ostrożne, a gdzie mogą sobie pofolgować i ruszyć w galop. I w sumie przez większość czasu robią dokładnie to, na co mają ochotę. Nie ma wtedy mowy o delikatnej komunikacji; jak koń ma ochotę pogalopować, to na pewno to zrobi. Dobrze więc jak najszybciej poczuć się pewnie w siodle, złapać koński rytm i w miarę możliwości rozkoszować się tym, co dany koń akurat ma ochotę ci zapodać.
(w)

Tak się zaczyna. Wyjazd z centrum Vilcabamby



Ano na Mandango


Holgar i ja. Mandango.


W drodze nad wodospad



Baby tarantula, jak nas oświecił Holgar 

Podocarpus Park


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz