Jazda
konna po górskich szlakach jest jedną z najświetniejszych rzeczy,
jakie można robić w dolinie Vilcabamby. Tym bardziej, że jest to
opcja otwarta dla wszystkich, żadne uprzednie doświadczenie nie
jest wymagane. Trzeba tylko dać znać o tym przewodnikowi
odpowiednio wcześniej, by przygotował dla nowicjusza w miarę
spokojnego, raczej leciwego konia. Nowicjuszem przestaje się być
dość szybko: żeby było atrakcyjnie, niemal za każdym kolejnym
razem dostaje się caballo
mas caliente, czyli
bardziej gorącego wierzchowca.
Mamy
już za sobą cztery takie wyprawy, w tym dwie czterogodzinne i jedną
ponad sześciogodzinną,co okazało się niezłym hardkorem dla
nienawykłych do tego typu pracy ud i pośladków. Korzystamy ile się
da, ponieważ przewodnik, Holgar, udziela nam sympatycznych rabatów
w zamian za polecanie go gościom baru. Konkurencja w branży jest tu
spora – w wiosce jest aż sześć firm oferujących usługi jazdy
konnej.
Holgar
ma blisko dwadzieścia pięknych, pełnych charakteru koni o barwnych
imionach, jak Tornado, Tequila, Corazon, Blondie, Senhor. Jakiś czas
temu miałam przyjemność jechać na zwariowanym młodziku, jeszcze
bez imienia, bo był u Holgara od niedawna, a imię powinno współgrać
z charakterem konia. Typek co chwilę zatrzymywał się, by podjeść
trawy, i Holgar ochrzcił go w końcu Americano, jako tego, co lubi
podjadać fast food.
Zdarzają
się wycieczki dwuosobowe, tj. tylko ty i przewodnik, ale bywa też,
że ponad dwudziestoosobowa grupa ma ochotę na wspólny wypad na
Mandango. Dla zorganizowania takiej karawany potrzeba kilku
przewodników, trzeba też pożyczyć konie z innej kompanii,
wzbudzając tym samym zazdrość sąsiada. Generalnie jest to
karkołomne przedsięwzięcie, ale czego się nie zrobi, by zaspokoić
turystów.
Uprawia
się tutaj styl westernowy, czy jak kto woli kowbojski, który polega
na jeździe na w miarę luźnych wodzach w subtelnej komunikacji z
wyszkolonym koniem. Koń
ma być tak wytrenowany, by reagować nawet na lekkie pociągnięcia
za wodze; tym samym ręce trzyma się możliwie jak najbliżej
siebie, a koń ma sporo luzu. Docelowo chodzi o to, by wodze trzymać
w jednej ręce, zaś drugą operować swobodnie, trzymać na kolanie,
balansować, czy co tam kto lubi.
W
rzeczywistości komunikacja między jeźdźcem a wierzchowcem będzie
na tyle subtelna, na ile pozwoli na to koń. Tutejsze konie są
raczej mądre i przyjazne, dobrze znają wszystkie szlaki, wiedzą,
gdzie muszą być ostrożne, a gdzie mogą sobie pofolgować i ruszyć
w galop. I w sumie przez większość czasu robią dokładnie to, na
co mają ochotę. Nie ma wtedy mowy o delikatnej komunikacji; jak koń
ma ochotę pogalopować, to na pewno to zrobi. Dobrze więc jak
najszybciej poczuć się pewnie w siodle, złapać koński rytm i w
miarę możliwości rozkoszować się tym, co dany koń akurat ma
ochotę ci zapodać.
(w)
Tak się zaczyna. Wyjazd z centrum Vilcabamby |
Ano na Mandango |
Holgar i ja. Mandango. |
W drodze nad wodospad |
Baby tarantula, jak nas oświecił Holgar |
Podocarpus Park |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz