niedziela, 1 czerwca 2014

Goście: Co za typ

Vilcabamba obfituje w niebagatelne osobowości. W zasadzie to jeden z substratów, na których opiera się jej legenda. Wszyscy jakimś cudem wiedzą, że to miejsce zaludnione przez outsiderów, hippisów, wielbicieli naturalnego stylu życia, różnego rodzaju freaków, ufolubów, wyznawców teorii spiskowych. W zasadzie to z tego względu tak wiele osób tu przybywa – cudny krajobraz i doskonała aura są wartością drugorzędną. W sumie i my przyjechaliśmy tu ze względu na tę legendę. Zjadała nas ciekawość.

Nic więc dziwnego, że spotkaliśmy tu najbardziej niezwykłego człowieka, jakiego nasze uszy słyszały. Mazen ma 36 lat, pochodzi z Brazylii i wygląda trochę jak Jezus. Jest niesamowicie charyzmatyczną, przykuwającą uwagę postacią. To jego historia.
Gdy miał 15 lat, razem z rodziną wyprowadzili się z Brazylii do Dubaju. Tam skończył uniwersytet i rozpoczął życie zawodowe. Pełne sukcesów. Pracował najpierw w nieruchomościach, potem w branży informatycznej.
Mazen to koleś z wizją. Ma talent do rozpoczynania interesów. Mistrzowsko organizuje sytuacje, zawiązuje relacje między ludźmi, generalnie tworzy pole, by wszystkie potrzebne elementy się ze sobą spotkały i żeby zaiskrzyło. Dalej przekazuje pałeczkę menedżerowi, bo twierdzi, że w zarządzaniu już nie jest taki dobry. Znając go kilka tygodni myślę, że po prostu go to nudzi. Mazen łaknie nowych wrażeń, ludzi, pomysłów, miejsc.
Po 16 latach spędzonych w Dubaju (z przerwami na studia zagraniczne i szalone podróże) wrócił do Brazylii. Zaczął grać w pokera. Na skalę brazylijską tamtej chwili był cholernie dobry, jak twierdzi. Nazbierał trofeów. No i postanowił wybrać się do Las Vegas. Tam okazało się, że nie jest aż tak dobry. Wrócił więc do Brazylii, zamieszkał na południowym wybrzeżu. Na pewnej imprezie poznał kobietę swego życia i ożenił się z nią. Po niedługim czasie jego żona zachorowała na białaczkę. Lekarze zdołali ją z tego wyciągnąć, co jest absolutną rzadkością.

Mazen ogromnie lubi marihuanę, a w Brazylii, jak twierdzi, trudno o dobre palenie. Pewnego razu wpadł więc na pomysł, by zamówić nasiona z zagranicy. Naturalnie okazało się, że nie jest to legalne. Słudzy porządku publicznego dość szybko wpadli na jego trop i Mazen praktycznie z dnia na dzień musiał opuścić kraj, by nie wylądować w pace. Spakował więc swe manatki i wyjechał.
Podróżował po obu Amerykach, trochę dłużej zabawił w Panamie. W międzyczasie okazało się, że żona Mazena ma raka piersi. Z rakiem nie ma przeproś, jak raz zagnieździ się w ciele, bardzo poważnie osłabia system immunologiczny i czyni go podatnym na kolejne zachorowania. Ze względu na proces leczenia musiała zostać w Brazylii. Gdy tylko czuła się nieco lepiej, wsiadała w samolot i ruszała spotkać się z mężem w tym egzotycznym zakątku świata, w którym akurat przebywał. Ta sytuacja ciągnie się blisko od trzech lat. Żona Mazena miała podwójną mastektomię, wydali blisko 200 tys. dolarów na leczenie.
Przez ten czas Mazen, który jest bardzo zamożnym koleżką, wpadł na pomysł stworzenia alternatywnego healing center, ukierunkowanego na pomoc ludziom chorym na raka. Kluczową ideą jest wzmocnienie systemu odpornościowego, przywrócenie wewnętrznej równowagi organizmu. Bowiem chemioterapia jest mieszanką bardzo silnych składników chemicznych, które krążą po organizmie i niszczą komórki rakowe,ale niestety także wiele pozostałych komórek – m. in. włosów, podniebienia, języka i innych powierzchni śluzowych, w które obfituje ciało ludzkie.

Mazen chce, by healing center było organizacją non – profit, by terapia nie wiązała się z wydawaniem fortuny; chce przełamać schemat wielkiego biznesu opartego na leczeniu raka, stworzyć pewną niszę. Jego idea to spotkanie wielu rodzajów medycyny alternatywnej z różnych części świata w jednym miejscu. Będzie tam zatem energoterapia, chiropraktyka, ziołolecznictwo, terapia z wykorzystaniem koloidalnego złota, qikong. Pewnie także joga, ajurweda, reiki, i inne nie znane mi szkoły lecznictwa.
Drugą odnogą działalności będzie produkcja żywności. Mazen jest nieco zwariowany na punkcie organicznego pożywienia. Jest wegetarianinem i abstynentem, w portfelu nosi sól z Himalajów. Planuje stworzyć własną markę super zdrowej żywności. Wychodzi z założenia (słusznego chyba, zważywszy na statystyki zachorowalności na raka w odniesieniu do poszczególnych krajów – im bardziej rozwinięty i konsumpcyjny kraj, tym większy procent zachorowalności), że jedno nadzwyczajne lekarstwo na raka nie istnieje, i jedynym, co można zrobić, to starać się żyć świadomie, jak najbliżej natury, w sposób prosty, jedząc niewiele, za to świeżych, nieprzetworzonych produktów, dobrze oddychając, redukując własne potrzeby, ograniczając konsumpcję i dając sobie tym samym więcej wolności.
Vilcabamba wydaje się być miejscem stworzonym do takiego życia. Od trzech tygodni Mazen jest zajęty poszukiwaniem ziemi pod budowę healing center, a także domu do wynajęcia (jego żona wreszcie skończyła hospitalizację i w przyszłym tygodniu przybywa do Vilcabamby).
Co więcej, w marcu Mazen kupił kawał pięknej ziemi w Panamie, a parę dni temu kilka hektarów w Brazylii. Plan jest więc grubaśny – od początku ma to być nie jedno, ale mini sieć healing center leczących ludzi chorych na raka.

Mazen i ja w naszej ulubionej wege restauracji Urku Warmy

Wczoraj wieczorem Mazen i John wpadli na pomysł otworzenia „falafela” na głównym placu Vilcabamby, w budynku należącym do kościoła (jest akurat pod wynajem). Pierwszy pomysł na nazwę to Holy Falafel, z logo w kształcie aureoli. Odpadł. Drugi pomysł to UFO Falafel i wówczas falafelki będą w kształcie latających talerzy. Dysputy trwają, zobaczymy, co z tego wyniknie. Co istotne, odbywają się one przy akompaniamencie vaporizera, czyli wspaniałego urządzenia do ogrzewania marihuany (lub innych leczniczych roślin) do momentu, w którym THC (bądź inne pożądane substancje) jest uwalniane bez spalania rośliny. Podgrzewanie zioła do temperatury spalania THC bez spalania rośliny powoduje, że utrata THC jest minimalna, a sam proces mniej szkodliwy dla zdrowia.
Takie cuda na tym świecie.
(w)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz