sobota, 23 maja 2015

Księżyc

Sahar znaczy w hebrajskim „księżyc”. 


Jej dziadek był jednym z najbardziej znamienitych artystów-kowali w Izraelu. Sahar też przez jakiś czas parała się kowalstwem. Stwierdziła nawet ostatnio, z właściwym sobie spokojem, że chyba umiałaby skonstruować maszynę do mielenia sezamu na tahini dla Shir i Itamara. Żeby nie musieli sprowadzać jej do południowej Ameryki z Izraela, płacąc przy tym fortunę. Oczekujemy z nadzieją.


Potem jej uwaga, a za nią jej ręce przesunęły się w stronę sztuki hafciarskiej. Efektem tej fascynacji jest najbardziej zwariowany koc, jaki widzieliśmy. Sahar pracowała nad nim dwa lata, wplatając elementy wzornictwa i technik haftu kultur krajów, po których przez ostatnie lata podróżowała – Meksyku, Gwatemali i Peru. Oraz bogactwo zmelanżowanej symboliki i utkanych przez siebie mitów, doświadczeń i emocji. Ten koc to prawdziwa baśń.
 



Dzięki Sahar też zaczęłam haftować.
 


Poza wzornictwem różnych kultur, Sahar fascynuje się świętą geometrią. Potrafi dostrzec wspaniałą symetrię kształtów tam, gdzie inni nie widzą kompletnie nic.


Jeszcze potem, i to w sumie już całkiem niedawno, niecały rok temu, Sahar zajęła się sztuką tatuażu. Zaczęła od pracy na własnym ciele, tatuując potem wszystkich znajomych. Teraz można już z przekonaniem powiedzieć, że Sahar jest wspaniałą artystką, rysuje na ciele cuda. Jest na tyle skupiona, pewna swej ręki, kreatywna i utalentowana, że planuje zacząć tatuowanie freestyle. Mam od niej już dwa piękne tatuaże i tak duże zaufanie, że mój kolejny tatuaż to będzie freestyle-niespodzianka, bez projektu. A to dopiero początek. Czuję, że na przestrzeni lat dzięki Sahar, która notabene jest moją duchową siostrą, moje ciało zamieni się w dzieło sztuki.







Bartek miał pomysł na tytuł posta o Sahar: „najbardziej analogowa dziewczyna świata”. Sahar ledwie potrafi korzystać z komputera, nie pisze po angielsku (nie mogła uwierzyć, że doszło do skutku nasze pierwsze spotkanie, uzgadniane wyłącznie na podstawie konwersacji fejsbukowych) i jest dyslektyczką.
Na jej przykładzie zaczęłam się zastanawiać, że może istnieje coś takiego, jak święta równowaga, że człowiek obdarzony tak ogromnym talentem w jednej dziedzinie po prostu musi mieć jakiś uszczerbek w innej. Po co jej zresztą te umiejętności, które mają dziesiątki milionów ludzi na świecie. Takich cudownych jak ona rąk nie ma nikt.

Co więcej, gra na irańskim instrumencie strunowym citar i śpiewa niezwykle słodko. Podczas ostatniej ceremonii ayahuaski pieśń, którą zaśpiewała Sahar, zaniosła mnie bardzo daleko i wysoko...



Takie cuda w naszym ludzkim gatunku.
(w)


PS. Czy wiecie, że gdyby oś Ziemi była nachylona tylko o jeden stopień bardziej, Ziemia nie mogłaby być zamieszkana, ponieważ obszary wzdłuż równika byłyby zbyt gorące, a wokół biegunów zbyt zimne.

Ergo, czy to nie cud, że żyjemy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz