Sahar
znaczy w hebrajskim „księżyc”.
Jej
dziadek był jednym z najbardziej znamienitych artystów-kowali w
Izraelu. Sahar też przez jakiś czas parała się kowalstwem.
Stwierdziła nawet ostatnio, z właściwym sobie spokojem, że chyba
umiałaby skonstruować maszynę do mielenia sezamu na tahini dla
Shir i Itamara. Żeby nie musieli sprowadzać jej do południowej
Ameryki z Izraela, płacąc przy tym fortunę. Oczekujemy z nadzieją.
Potem
jej uwaga, a za nią jej ręce przesunęły się w stronę sztuki
hafciarskiej. Efektem tej fascynacji jest najbardziej zwariowany koc,
jaki widzieliśmy. Sahar pracowała nad nim dwa lata, wplatając
elementy wzornictwa i technik haftu kultur krajów, po których przez
ostatnie lata podróżowała – Meksyku, Gwatemali i Peru. Oraz
bogactwo zmelanżowanej symboliki i utkanych przez siebie mitów,
doświadczeń i emocji. Ten koc to prawdziwa baśń.
Dzięki
Sahar też zaczęłam haftować.
Poza wzornictwem różnych kultur, Sahar fascynuje się świętą geometrią. Potrafi dostrzec wspaniałą symetrię kształtów tam, gdzie inni nie widzą kompletnie nic.
Jeszcze
potem, i to w sumie już całkiem niedawno, niecały rok temu, Sahar
zajęła się sztuką tatuażu. Zaczęła od pracy na własnym ciele,
tatuując potem wszystkich znajomych. Teraz można już z
przekonaniem powiedzieć, że Sahar jest wspaniałą artystką,
rysuje na ciele cuda. Jest na tyle skupiona, pewna swej ręki,
kreatywna i utalentowana, że planuje zacząć tatuowanie freestyle.
Mam od niej już dwa piękne tatuaże i tak duże zaufanie, że mój
kolejny tatuaż to będzie freestyle-niespodzianka, bez projektu. A
to dopiero początek. Czuję, że na przestrzeni lat dzięki Sahar,
która notabene jest moją duchową siostrą, moje ciało zamieni się
w dzieło sztuki.
Bartek
miał pomysł na tytuł posta o Sahar: „najbardziej analogowa
dziewczyna świata”. Sahar ledwie potrafi korzystać z komputera,
nie pisze po angielsku (nie mogła uwierzyć, że doszło do skutku
nasze pierwsze spotkanie, uzgadniane wyłącznie na podstawie
konwersacji fejsbukowych) i jest dyslektyczką.
Na
jej przykładzie zaczęłam się zastanawiać, że może istnieje coś
takiego, jak święta równowaga, że człowiek obdarzony tak
ogromnym talentem w jednej dziedzinie po prostu musi mieć jakiś
uszczerbek w innej. Po co jej zresztą te umiejętności, które mają
dziesiątki milionów ludzi na świecie. Takich cudownych jak ona rąk
nie ma nikt.
Co
więcej, gra na irańskim instrumencie strunowym citar i śpiewa
niezwykle słodko. Podczas ostatniej ceremonii ayahuaski pieśń,
którą zaśpiewała Sahar, zaniosła mnie bardzo daleko i wysoko...
Takie
cuda w naszym ludzkim gatunku.
(w)
PS.
Czy wiecie, że gdyby oś Ziemi była nachylona tylko o jeden stopień
bardziej, Ziemia nie mogłaby być zamieszkana, ponieważ obszary
wzdłuż równika byłyby zbyt gorące, a wokół biegunów zbyt
zimne.
Ergo,
czy to nie cud, że żyjemy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz