sobota, 9 maja 2015

Balcon del Diablo

Niezła nazwa, co? Gdy spytałem Shir o jakąś jednodniową szlaję, powiedziała, że tam fajnie. Z tego, co zrozumiałem, mieliśmy dotrzeć do jaskini, przejść przez nią i na jej drugim końcu będzie urwisko nad rzeką. Ale chyba nie do końca się dogadaliśmy oraz zbytnio popuściłem wodze wyobraźni. Była jaskinia i były półki skalne, ale nie razem. I tak było fajnie.

Zaczęliśmy i skończyliśmy przy ruinach Saqsaywaman - z daleka ładnych, z bliska płatnych. W tle przedmieścia Cusco.

jeszcze nie pytałem, o co chodzi z tymi wiszącymi na drzewach i słupach rodzinami



Weronka nie czuła się tego dnia najlepiej i wolała podomatorzyć, więc wybrałem się tam z Cyrillem ze Szwajcarii. Poznaliśmy go na Vipassanie. Postanowił spędzić resztę swojego południowoamerykańskiego pobytu w Świętej Dolnie Inków w Peru, czyli tam gdzie ponownie pomieszkujemy. Cyrill był też z nami na ostatniej rozśpiewanej, stuosobowej ceremonii podczas pełni, a to splata więzy plemienne.


Sporo gubienia się, krążenia, prawie nie ma kogo spytać, ale w końcu dotarliśmy do celu.

widok z Balcon del Diablo (tak sądzę)

Widok na Balkon Diabła (tak sądzę) z fragmentami inkaskiego muru. Widać ów Diabeł był Inkiem.
Jaskinię dojrzeliśmy już z wysoka, więc w końcu do niej nie zeszliśmy. Nie zdawała się imponująca. Poza tym trwała koło niej ceremonia z kaktusem wachuma, więc nie chcieliśmy przeszkadzać.
Obeszliśmy dolinę dookoła i wróciliśmy do głównej drogi nieco przed zmrokiem.

silnik o mocy dwóch byków organicznych



Lama? Alpaka? Nadal nie mamy pewności, ale to chyba alpaki.
"Tatuaż Matki Ziemi"

zacząłem bawić się jednym ze zdjęć i przypadkiem wyszła mi flaga Psychodelicznej Republiki Włoch
(ano)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz