niedziela, 5 lipca 2015

Tres Cruces

...jest rzekomo w pierwszej piątce miejsc, w których występują najbardziej zjawiskowe wschody słońca na świecie. Jeśli trafi się z pogodą. Największe szanse ma się właśnie teraz, w czerwcu i lipcu.
Jechaliśmy tam z Pisac ze 3 godziny collectivo (2 godziny jazdy plus czekanie tu i tam na zapełnienie się autobusu), a z miasteczka Paucartambo kolejne 2-3 godziny taksówką. Gdy dotarliśmy, już się ściemniało i siąpił niemiły deszcz. Nie uśmiechało się nam rozstawianie namiotu. Na szczęście na kolejny wieczór zaplanowana była jakaś spora uroczystość z okazji przesilenia (tutaj zimowego, czyli moment, w którym słońce zaczyna wracać), więc na miejscu było sporo robotników, a schronisko było wyjątkowo otwarte. Dzięki temu nie musieliśmy rozstawiać pożyczonego namiotu. Robotnicy wskazali nam mały, pusty pokoik wewnątrz i powiedzieli, że tu możemy się rozwalić. Posiedzieliśmy chwilę przy ognisku z robotnikami, pogadaliśmy trochę i położyliśmy się spać, bo rzekomo fajerwerki zaczynają się od 3 rano.
Wstałem wyjrzeć o 3:30. Nic. Chwilę po czwartej. Nadal nic. Koło piątej się nieco rozjaśniło. Ujrzeliśmy ocean spokojny chmur. Zero wiatru.
Natomiast chcieliśmy zobaczyć widok z blisko 4 tysięcy metrów na bezkres dżungli. Do 8 rano sytuacja się nie zmieniła. Chmury nad nami, chmury pod nami, wiatru brak, a znudzony taksówkarz już któryś raz powtarza mala suerte, czyli że pecha mamy. Słońce zobaczyliśmy dopiero przed południem, z powrotem w Paucartambo. Następnym razem musi zabrać ze sobą jakichś potężnych druidów, żeby rozgonili żywioł.

(ano)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz